Mocną stroną rozgrywającego się na Manhattanie melodramatu Johna Carneya „Zacznijmy od nowa” są ciepłe, wpadające w ucho piosenki wykonywane przez popularnych artystów: brytyjską aktorkę Keirę Knightley oraz Adama Levine’a, wokalistę Maroon 5, jurora amerykańskiej edycji talent show „The Voice”. Na ekranie tworzą oni atrakcyjną, zgraną parę utalentowanych piosenkarzy, z których tylko jemu udaje się osiągnąć sukces. Nierównowaga karier przekłada się na bolesny kryzys ich związku. On ma romans, ona ląduje w ramionach wypalonego producenta rozwodnika, borykającego się z problemem alkoholowym (Mark Ruffalo). Schematyzm postaci nie stanowi przeszkody w śledzeniu nieco bardziej wyrafinowanej, aczkolwiek zaskakująco konserwatywnej historii o terapeutycznej sile muzyki i wyższości prawdziwych emocji nad erotycznymi pokusami. Ujmujące jest to, że, podobnie jak w dawnych hollywoodzkich musicalach bohaterowie wszystkie swoje nastroje (problemy) wyrażają, śpiewając przebojowe piosenki. Niejedna z nich zagości pewnie na radiowych listach hitów.
Keira Knightley, często widywana w rolach kostiumowych, dostała tu szansę zaprezentowania się z zupełnie innej strony. Jako początkująca wokalistka, zbuntowana przeciwko komercyjnym praktykom przemysłu muzycznego, wypada całkiem wiarygodnie, jak zwykle kokietując rozbrajającym uśmiechem, zjednującym jej sympatię męskiej części widowni. Za to Adam Levine daje się lubić, wyłącznie gdy śpiewa. Mark Ruffalo ma najtrudniejsze zadanie. Gra najbardziej niejednoznaczną postać, na której spoczywa dramaturgiczny ciężar filmu. Bez rewelacji. Ale i tak można się wzruszyć.
Zacznijmy od nowa, reż. John Carney, prod. USA, 104 min