Ten dom już chyba grał w jakimś polskim filmie, a może widzieliśmy go w realu? Jest bogato, elegancko i chłodno. Główna bohaterka, kobieta około 30-letnia, wraca właśnie z pracy, przechadza się po rozległych przestrzeniach, jakby szukała czegoś, czego od dawna nie potrafi znaleźć. Wkrótce będziemy świadkami ostrej kłótni z mężem – już byłym, a może zawsze byłym? – której powodów nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Bohaterowie filmu Mariusza Grzegorzka „Jestem twój” są ludźmi przedwcześnie wypalonymi, jak gdyby utracili radość życia – mimo niewątpliwych sukcesów zawodowych, których świadectwem jest rezydencja z basenem. Zupełnie z innego świata zjawia się młody dozorca pilnujący strzeżonego osiedla, typ z kryminalną przeszłością, ale niepozbawiony marzeń o piękniejszym życiu. Niczym bohater z komiksu oświadcza bohaterce, iż ją kocha i chce być jej rycerzem. Dochodzi do zbliżenia, które mimo wszystko nie jest gwałtem. Teraz rycerz zjawia się z pierścionkiem zaręczynowym, by usłyszeć od swej przygodnej kochanki, by sobie poszedł precz, bo to nie była miłość, tylko „jeden numerek”. Sytuacja komplikuje się dopiero wtedy, gdy kobieta dowiaduje się, że jest w ciąży. Wpada w panikę, ale szybko dochodzi do siebie, snuje intrygę, by ocalić spokój i status. Wtedy do akcji wkracza matka dozorcy i to ona od tej chwili będzie najważniejszą postacią na ekranie. „Pozwolisz, żeby te bogate dupki cię wykorzystały i wypluły?” – wyrzuca synowi, namawiając go, by się nie poddawał. W streszczeniu może to przypominać nachalny wątek klasowy, w istocie zaś chodzi o zderzenie dwóch postaw życiowych. Jedynie matka w tym towarzystwie traktuje życie serio, po prostu nie potrafi inaczej. Zagrała ją Dorota Karolak, i jest to jedna z największych ról, nie tylko drugoplanowych, jakie widzieliśmy ostatnio w naszym kinie. „Jestem twój” to film dla wybrednego widza, o czym świadczy fakt, że nie chciał go wziąć żaden z dystrybutorów. Ostatecznie sam reżyser zajął się rozpowszechnianiem.
Zdzisław Pietrasik