Shenzhen jest placem budowy na niespotykaną skalę – każdego roku wyrasta tu kilkadziesiąt wieżowców. Miasto zamieszkuje blisko 18 mln mieszkańców, ale największe zaskoczenie budzi zwykle jego wiek – Shenzhen niedawno obchodziło 45. urodziny. Zostało założone raptem w 1979 r., a pierwszy wieżowiec pojawił się niedługo później.
Shenzhen: wielki plac budowy
Umownie przyjęło się, że o wieżowcu można mówić dopiero po przekroczeniu granicy 150 m wysokości. Najlepszym zaś źródłem wiedzy na temat drapaczy chmur jest Council on Tall Buildings and Urban Habitat (CTBUH), organizacja założona pod koniec lat 60., która gromadzi dane z całego świata. Znajduje się w Chicago, mieście (niegdyś) słynącym z wieżowców. W porównaniu z Shenzhen wypada dziś dosyć skromnie. Wgląd w dane CTBUH dotyczące chińskiej metropolii może wywołać zawrót głowy – pierwszy budynek powyżej 150 m powstał w 1985 r., dziś jest ich 415 (pod tym względem zajmuje drugie miejsce na świecie).
Więcej wieżowców ma tylko Hongkong, gdzie wzniesiono ich niemal 560. Różnica nie jest wcale taka duża, biorąc pod uwagę tempo, w jakim rośnie młode miasto. Większość obiektów powstała na przestrzeni ostatniej dekady. W rekordowym 2018 ukończono 58 wieżowców, rok później ledwie trzy obiekty mniej. Tempo wyhamowało w pandemii, ale w 2023 r. zakończono budowę 40 drapaczy. Ostatni rok zamyka się z liczbą 50, co stanowi trzeci najlepszy wynik w historii metropolii.
Kiedyś synonimem miasta drapaczy chmur był Nowy Jork ze swym zapierającym dech w piersiach Manhattanem. W XXI w. znalazł się jednak w cieniu azjatyckiej konkurencji i spadł na ostatnie miejsce podium najwyższych metropolii. Kolejne zaskoczenie? Wieżowców ma już prawie setkę mniej niż Shenzhen, a dodajmy, że Nowy Jork jest w pierwszej dziesiątce rankingu jedynym miastem spoza Azji. Nawet Chicago się już nie łapie.
Wejdźmy na wyższy poziom. Budynków powyżej 200 m wzniesiono w Shenzhen 163 – żadne inne miasto na świecie nie ma ich tylu. Tylko Dubaj może się jeszcze pochwalić ponad setką drapaczy chmur o wysokości przekraczającej 200 m (w sumie 130); Hongkong i Nowy Jork mają niecałe sto, reszta jest daleko w tyle. Dla porównania: w Warszawie takich budynków mamy cztery.
Czytaj też: Drapacze chmur, które zmienią oblicze Nowego Jorku
W chmurach
Jest jeszcze jedna podniebna etykieta, którą stosuje CTBUH – klasa „supertall”, wieżowce superwysokie. Żeby znaleźć się w tym gronie, budynek musi być wyższy niż 300 m – w samym Shenzhen jest takich 21, więcej ma tylko Dubaj (31, w tym najwyższy budynek świata Burdż Chalifa). W tej kategorii też zapewne zajdą zmiany i dokona się zmiana lidera. Chińska metropolia może dogonić największe miasto Zjednoczonych Emiratów Arabskich jeszcze przed końcem dekady.
Miano najwyższego budynku Shenzhen dzierży Ping An Finance Center. Został ukończony w 2017 r. i mierzy 599 m (w skali globalnej to numer piąty). Użyjmy wyobraźni – to tak, jakby na stołeczne Varso Tower postawić jeszcze jedno Varso Tower... Pierwotnie na szczycie chińskiego drapacza miała być zamontowana długa na 60 m iglica. Zrezygnowano z tego rozwiązania ze względu na ruch lotniczy. Prawie na samym szczycie znajduje się za to taras widokowy (tylko Burdż Chalifa może pochwalić się wyżej położonym tarasem).
Tymczasem powstaje kolejne kilkadziesiąt wieżowców, a w sferze planów jest ich równie dużo. W mieście prężnie działają najważniejsze biura architektoniczne świata: od Zaha Hadid Architects po KPF. Znalazły podatny grunt, a sądząc po śmiałych realizacjach, może wręcz poligon doświadczalny.
Zwłaszcza że metropolia, która deklasuje Nowy Jork i Dubaj, nie jest aż tak szeroko znana. Przynajmniej na razie. Niektórzy ze względu na podobną nazwę mylą Shenzhen z Szanghajem. Fakt, jeszcze niedawno właśnie to miasto było chińską stolicą drapaczy chmur. Co prawda nadal ma najwyższy chiński wieżowiec (Shanghai Tower), ale już ponad dwa razy mniej drapaczy niż Shenzhen.
Czytaj też: „Polityka” typuje najciekawsze muzea 2025 r.
Shenzhen speed
Skąd się bierze to iście szaleńcze tempo? Prostych odpowiedzi nie ma, najkrótsza brzmi: high-tech. Miano technopolis odnosi się do miasta, które opiera swój rozwój głównie na nowoczesnych technologiach. Określenie doskonale pasuje do Shenzhen, które bywa nazywane chińską Doliną Krzemową. Liczni giganci mają tutaj siedziby, firmy Tencent tworzą np. dwa drapacze chmur. Wyższa wieża ma blisko 250 m, niższa niecałe 200, są połączone kilkoma poprzecznymi łącznikami. Otwarte w 2018 r., stały się domem dla tysięcy pracowników zatrudnionych w tej największej pod względem kapitalizacji rynkowej chińskiej firmie.
Światowy lider rynku dronów DJI również operuje z miasta. Siedzibę od 2022 r. ma w bliźniaczych wieżowcach znanych jako DJI Sky City. Oba ok. 200-metrowe budynki łączy most zawieszony na wysokości ponad 100 m. W Shenzhen mają siedziby także m.in. Huawei oraz BYD, największy producent aut elektrycznych. Ale przynajmniej na razie jedni i drudzy do futurystycznego drapacza chmur się nie przenoszą.
World Economic Forum (WEF) w 2019 r., a więc jeszcze przed wybuchem pandemii, prognozowało, że do 2035 miasto będzie zamykało globalną dziesiątkę aglomeracji o największym PKB na poziomie 900 mld dol. Dzisiaj jest to blisko pół biliona. Numerem jeden według WEF miałby być Nowy Jork, którego historię liczy się w stuleciach, nie dekadach. W tym kontekście warto przywołać nośne określenie „Shenzhen speed”. Zgrabnie oddaje nadzwyczajne tempo zmian, jakie zachodzą w tej młodej metropolii.
Granice wzrostu
Ten ekspres może naturalnie wyhamować w obliczu ewentualnego kryzysu – kłania się m.in. widmo rywalizacji gospodarczej z USA. Przede wszystkim jednak na drodze wzrostu może stanąć klimat. Położenie Shenzhen w obliczu podnoszącego się poziomu wód będzie stwarzać nie lada wyzwanie. Podobny kłopot mają zresztą m.in. Nowy Jork i Szanghaj.
Jeszcze w 2013 r. Bank Światowy wymieniał Shenzhen na liście dziesięciu nadbrzeżnych miast, które mogą najwięcej stracić przez zmiany klimatu. Miasto wdraża więc rozwiązania, które mają przygotować je na przyszłość, przeistaczając się, podobnie jak inne chińskie ośrodki, w miasto-gąbkę. To założenie urbanistyczne, które ma stanowić receptę na wzrost poziomu wód. Transformacja jest w toku.
Miasto nawiedzają tymczasem jeszcze tajfuny, które w XXI w. przybrały na sile. Wiele wskazuje, że niszczycielskie żywioły staną się dla mieszkańców nową normą. Czy drapacze chmur będą kiedyś wyrastały z wielkich zalanych obszarów? Taki czarny scenariusz maluje się dziś dla miasta jutra.