Niech wszystko gra i śpiewa
Irena Santor dla „Polityki”: Ciągle intryguje mnie, jak śpiewają młodzi
MIROSŁAW PĘCZAK: – Pani piosenka z 1964 r. „Spotkanie z Warszawą” trafiła w tym roku na płytę Moniki Brodki dedykowaną powstańcom warszawskim. Słuchała pani?
IRENA SANTOR: – Słuchałam, kilka razy nawet. A zacznę od tego, że poznałam osobiście panią Monikę i obserwuję uważnie, co robi muzycznie w swojej dziedzinie. I byłam ciekawa, jak podejdzie do takiej prostej, bardzo wyraźnej melodii, która, jeżeli ma żyć, to musi być odpowiednio zaśpiewana. Otóż pani Monika Brodka jest bardzo inteligentną kobietą i muzycznie bardzo dobrze przygotowaną do swojego fachu, więc zaśpiewała jak należy, „po bożemu”.
Ja miałem wrażenie, że niczego w tym utworze nie starała się zniekształcać ani poprawiać…
Bo od tego każdy, kto chce dać dawniejszej piosence jakiś rys własny, musi zacząć. I ona o tym wie, zaśpiewała klasycznie, dodając swoją współczesną interpretację. Bardzo mi się podoba zakończenie jej wersji. Ja śpiewałam to tak patetycznie, a ona po cichutku, intymnie i to mnie zwaliło z nóg. Pomyślałam: „Dziewczynko, czegoś mnie nauczyłaś”.
Pytam o Brodkę również dlatego, że początki kariery jej i pani zdają się zaskakująco zbieżne. Przyjazd do Warszawy z głębokiej prowincji w bardzo młodym wieku (16 lat), solidna opieka artystyczna ze strony stosownych instytucji (u pani zespół Mazowsze, u Moniki management wytwórni płytowej), spektakularny debiut…
No i jeszcze bym dodała, że pani Monika – o ile się nie mylę – pokazała się jako początkująca artystka na festiwalu w Sopocie, co byłoby kolejną zbieżnością. Ale z tego, co pamiętam, to pani Brodka o tyle się jeszcze ode mnie różniła, że wystąpiła w pięknej sukni wieczorowej i w glanach.