Komiks musi boleć
Rysownik Śledziu o reaktywacji kultowego „Produktu”: Czytały go największe świry na osiedlu. Nawet dresiarze dobrze się bawili
JAKUB DEMIAŃCZUK: – Magazyn „Produkt”, którego byłeś redaktorem naczelnym, zmienił polski rynek komiksowy. Pojawiły się w nim popularne serie, takie jak twoje „Osiedle Swoboda”. Po kilku latach zniknął, ale teraz, na 25. rocznicę premiery pierwszego numeru, zapowiedzieliście nowy numer, robiony w starym składzie. To była twoja decyzja?
MICHAŁ ŚLEDZIŃSKI: – Gdyby ta reaktywacja zależała wyłącznie ode mnie, nigdy by się nie wydarzyła. Praca nad „Produktem” kosztuje mnie wiele zdrowia. Z pomysłem reaktywacji zgłosił się do mnie na festiwalu w Angoulęme w 2023 r. Marcin Łuczak, stary fan „Produktu”, znany w środowisku komiksowym. Na dodatek przyszedł z wiadomością, że jeśli zdecydujemy się na nowy numer, to opublikuje go wydawnictwo Kultura Gniewu. Wtedy powiedziałem, że jasne, zróbmy to, potem na chwilę sprawa ucichła, co mnie nawet ucieszyło, bo w sumie nie chciałem się do tego brać. Ale Marcin okazał się bardzo przekonujący, poza tym mogłem zrzucić na niego część obowiązków. I po raz pierwszy magazyn jest składany profesjonalnie, bo przed laty robiłem to sam – tak jak umiałem. Rysownicy zrzucali na mnie wszystko w ostatniej chwili, trzy dni przed drukiem, i ja sobie to skanowałem, układałem, a „Produkt” wyglądał tak, jak wyglądał. Tak było te 25 lat temu i nic się nie zmieniło: wszystko na ostatnią chwilę, zarwane noce itd. Długo unikałem takiego trybu życia, teraz to wróciło.
Wspominałeś w jednym z wywiadów, że wtedy praca nie była specjalnie higieniczna ani zdrowa. Może „Produkt” po prostu musi powstawać w partyzanckich warunkach?
To jest klątwa tego magazynu. Nawet jeśli ekipa od pół roku wie, co ma zrobić, to i tak wszystko wydarzy się w ciągu ostatnich dwóch tygodni.