Żulczyk straszy sektami w nowym słuchowisku dla Storytel. „Czasem lepiej nie znać całej prawdy”
MICHAŁ KLIMKO: „Arka. Niebo”, twoje pierwsze słuchowisko, którego scenariusz napisałeś dla Storytel wspólnie z Piotrem Rogożą, to historia młodego dziennikarza, który próbuje rozwikłać tajemnicę działającej w latach 90. na Podlasiu sekty guru Lesława Tejkora, do której niegdyś dołączył jego ojciec. To fikcja, ale inspirowana prawdziwymi historiami, na czele z kierowaną przez Bogdana Kacmajora sektą Niebo. Ta „satanic panic”, lęk przed niebezpiecznymi grupami religijnymi, to część kolorytu modnych dziś lat 90. Widzisz w tym też współczesny temat?
JAKUB ŻULCZYK: Moim zdaniem to temat jak najbardziej współczesny. Lata 90. to początek trwającego do dziś metafizycznego bezkrólewia, związanego m.in. ze spadkiem znaczenia takich instytucji jak Kościół katolicki, które dotąd dla wielu osób stanowiły punkt oparcia, jeśli chodzi o wartości. W efekcie żyjemy w rzeczywistości chaotycznej i niepewnej, w której próbujemy znaleźć własną drogę. I choć sekt takich jak Niebo, położonych na odludziu, nie ma dziś zbyt wiele, to nie brakuje podmiotów, które w podobny sposób zagospodarowują ludzką emocjonalność i duchowość, ale też pogubienie. Wielu takich Kacmajorów znajdziemy choćby w mediach społecznościowych. A dzisiejsze sekty nie muszą być wcale religijne, tworzą się raczej wokół pewnych postaw, mitów i wierzeń dotyczących spisków i tajemnic. Ale też technologii – bardzo bliskie świeckiej religii jest choćby środowisko związane z kryptowalutami.
Sam masz jakieś wspomnienia z medialną sekciarską paniką z lat 90.?
Pamiętam to jako coś, co było obecne w telewizji, czego bali się dorośli – co dla dziecka było czymś niepokojącym, ale też przez to bardzo interesującym. Wróciłem do tego tematu już jako nastolatek, gdy zacząłem świadomie interesować się kontrkulturą. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie lektura pisma „Brulion”, którego redaktorem naczelnym był Robert Tekieli. I które, przynajmniej w pierwszym etapie swojej działalności, było dość radykalne, transgresyjne. Pisano tam o narkotykach, okultyzmie, sektach i innych tematach, które nie pojawiały się w ówczesnej prasie. I pamiętam wywiad, który Tekieli zrobił z Kacmajorem i jego wyznawcą Zbigniewem Sajnógiem, awangardowym poetą, liderem trójmiejskiej grupy artystycznej Totart. Wstrząsnęła mną ta historia, że do sekty Niebo, której przewodzi facet bardzo prostolinijny, opowiadający bzdury, dołącza człowiek, który jest świadomym siebie artystą. Do tamtej pory uważałem, że intelekt, oczytanie to coś, co chroni przed staniem się ofiarą manipulacji, wykorzystaniem. Wtedy odkryłem, że to, co miałem także za swój własny kapitał, może być nic niewarte w takiej sytuacji.
Czytaj też: Jak odchodził Zbigniew S.
Próbowałeś znaleźć odpowiedź – nawet na własny użytek – co przyciąga do sekt takie osoby jak Sajnóg?
Myślę, że to zawsze jest historia o jakiejś samotności, lęku, braku akceptacji, próbie znalezienia sensu. Czyli tematy, które – w mniejszym lub większym stopniu – dotyczą większości z nas. Sprzyja też temu współczesne zrośnięcie z mediami, zwłaszcza społecznościowymi, które jak mało co potrafią potęgować ten stan wyobcowania. Możemy starać się ich używać, by połączyć się w grupy, w których znajdziemy choć trochę poczucia bezpieczeństwa, ale jest duże ryzyko, że i taka społeczność się spatologizuje, tworząc coś, co moglibyśmy nazwać sektą.
Wszystko zależy od tego, jak definiujemy sektę.
Jeśli sekta byłaby małym związkiem wyznaniowym, to sam jestem członkiem sekty, bo dwa lata temu dostałem schronienie w sandze buddyjskiej, przyjąłem nauki od rosziego Andrzeja Krajewskiego-Getsugena i, formalnie rzecz biorąc, jestem buddystą. Nikt jednak nigdy nie próbował mnie tam ubezwłasnowolnić, wpływać na moje życie i czas spędzany poza ośrodkiem. Moim zdaniem sekta zaczyna się wtedy, kiedy zaczynamy wykorzystywać, oszukiwać i podporządkowywać sobie ludzi, by osiągnąć jakieś zyski, materialne czy psychologiczne. To mogą być małe grupy oparte na zasadzie mistrz–uczeń, jak i wielkie organizacje w rodzaju świadków Jehowy, w których te nadużycia są bardzo silne. A z drugiej strony sekciarstwo to też po prostu postawa, którą można opisać jako ślepą wiarę w pewną wizję rzeczywistości i absolutną niezgodę na każdą próbę jej podważania. Także dlatego to myślenie buddyjskie jest mi bliskie, bo – jak powtarzają mistrzowie zen – jeśli spotkasz Buddę, zabij go. Co oznacza, że trzeba nauczyć się podchodzić z rezerwą nawet do tych, których uważamy za autorytety.
Wokół działalności Nieba narosło wiele legend – w czasach największej świetności do Kacmajora po uzdrowienie pielgrzymowało po kilkaset osób dziennie, członkowie Totartu wspominali o telewizorach, które wybuchały, gdy w pomieszczeniu znajdował się Sajnóg… Główny bohater słuchowiska, dziennikarz, który bada sprawę sekty Arka, jest zdeklarowanym ateistą i zwolennikiem rozumu. Ciekawy jestem, ile jest ciebie w tej postaci.
Mój bohater jest racjonalistą, bo to najbardziej wdzięczna postać dla każdego horroru nadnaturalnego. To jak agentka Scully z „Archiwum X”, pewien schemat, który umiejętnie użyty, wciąż działa w takich historiach. Natomiast czy ja jestem taką osobą? Przeczytałem ostatnio dwie książki, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Pierwsza to „The Case Against Reality” Donalda Hoffmana, czyli krytyka naszej wizji tego, co nazywamy rzeczywistością, druga to „An Immense World” Eda Younga o tym, jak zwierzęta postrzegają świat, niestety dostępne tylko po angielsku. Obie opowiadają o tym, że to, co chcielibyśmy widzieć jako obiektywną rzeczywistość, w istocie nie istnieje, świat jest wypadkową naszych zmysłów, wykształconych w procesie ewolucji, by zapewnić nam przetrwanie przynajmniej do momentu wychowania potomstwa. W efekcie rzeczywistość moja i mojego kota są czymś diametralnie innym. A o tej „obiektywnej”, istniejącej poza naszymi zmysłami, nie wiemy prawie nic – nawet tego, czy w ogóle istnieje, z czym pewnie zgodziłby się Budda.
A skoro tak niewiele wiem, to nie mogę być stuprocentowo pewien, że np. telewizory nie wybuchają w otoczeniu niektórych osób. Nasze mózgi są ewolucyjnie przystosowane do tego, żeby szukać w świecie prawidłowości, widzieć wzór tam, gdzie go nie ma. Natomiast są i takie momenty, w których ciężko odgonić się od wrażenia, że nasze życie ma ukryty, wewnętrzny rytm. Ja po prostu mam podejrzenie, że pewnych rzeczy nigdy się nie dowiemy i trzeba się z tym pogodzić. Być może mieści się to w definicji agnostyka.
Czytaj też: Polecamy najlepsze filmy, które przygotują do Halloween
Głównym motywem, na którym oparto słuchowisko, są kasety z lat 90., na których nagrano to, co działo się w sekcie guru Lesława Tejkora. Skąd ten pomysł?
Gdy dostałem od Storytel propozycję napisania słuchowiska, obawiałem się, czy będę w stanie udźwignąć ten temat, bo wymaga to zupełnie innego warsztatu. Przede wszystkim w książce można napisać, co bohater myśli. W filmie czy serialu musisz pamiętać o tym, że postać cały czas jest w ruchu. A z reguły w dobrym kinie jest tak, że postać mówi jedno, a robi coś innego, bo wtedy coś się dzieje, postaci, które mówią o tym, co robią, występują głównie w telenowelach. A słuchowisko to coś zupełnie innego. I szukając dla niego odpowiedniego tematu, zacząłem znów dużo czytać o sektach, m.in. o sekcie Jima Jonesa.
Założycielu sekty Świątynia Ludu, z którego polecenia niemal tysiąc wyznawców dokonało zbiorowego samobójstwa w osadzie Jonestown w Gujanie w 1978 r. To chyba najważniejsza historia, jeśli chodzi o straszenie sektami.
Wiele osób zna tę historię, ale gdy zacząłem ją zgłębiać, odkryłem, że w sieci krąży plik z nagraniem z kasety, na której zarejestrowano to, co działo się w nocy, kiedy popełniono w Jonestown zbiorowe samobójstwo. To 45-minutowe nagranie o nazwie „Death tape”, kaseta śmierci. Jakość dźwięku jest bardzo zła, ale słychać Jima Jonesa, który wygłasza paranoiczne przemówienia, do tego krzyki dzieci, płacz kobiet, wszystko to jest już samo w sobie dość upiorne. Ale najciekawszym elementem taśmy jest to, że temu horrorowi towarzyszy grana na organach muzyczka niczym z filmów Charliego Chaplina. Zacząłem wchodzić w ten temat i odkryłem, że ktoś zbadał to nagranie. Okazało się, że w magnetofonie, który to rejestrował, była zepsuta głowica i dźwięki nagrały się na coś, co było już wcześniej na tej taśmie – czyli na tę wesołą muzyczkę. Uznałem, że to niesamowite, jakim źródłem grozy potrafi być sam nośnik, stąd pierwotny zamysł, by zrobić słuchowisko oparte wyłącznie na znalezionych taśmach. Co prawda szybko okazało się, że to może być jednak niezrozumiałe, pojawił się więc pomysł, by wprowadzić dwa plany narracyjne. Czyli teraźniejszość i przeszłość – zapisaną na taśmach, które znajduje bohater „Arki.Niebo”.
A horror? To gatunek, z którym masz swoją historię, ale dawno po niego nie sięgałeś.
To prawda, ostatni raz w powieści „Instytut”, która wyszła lata temu, ale horror sam w sobie to jeden z moich ulubionych gatunków, literackich i filmowych. Przede wszystkim jest bardzo prawdziwy, świetnie się sprawdza jako narzędzie do opowiadania o współczesności, naszej kulturze. Bo dobry horror metaforyzuje prawdziwą grozę, która nas otacza. Ubierając ją w formę potwora, tak naprawdę tłumaczy nam potworność naszych zachowań, z którą być może sami inaczej byśmy się nie skonfrontowali. W końcu „To” Stevena Kinga jest tak naprawdę o dziecięcej traumie, przemocy, pedofilii. Filmy o zombie George’a A. Romero są o podłościach, które robimy sobie nawzajem, o tym zimbardowskim diable tkwiącym w nas samych. A poza tym to też sztuka wymyślić dobrego potwora, zrobić coś, co jest naprawdę straszne, ale nie tandetne. To gatunek, w którym wciąż nie czuję się zbyt pewnie, ale z pewnością będę jeszcze do niego wracać.
Czym w takim razie jest ta groza, którą uosabia w „Arce. Niebo” sekta Tejkora?
Lękiem przed byciem uwięzionym, zwiedzionym, zabranym do miejsca, w którym nie ma już odwrotu. Ale to też historia o tym, że poszukiwanie odpowiedzi za wszelką cenę może zaprowadzić nas do naprawdę mrocznych miejsc. Czasem chyba lepiej po prostu nie znać całej prawdy.
***
Jakub Żulczyk (ur. 1983 r.) – pisarz, autor nagradzanych powieści i scenariuszy do seriali, m.in. „Belfra”, „Ślepnąc od świateł” czy „Warszawianki”. „Arka. Niebo” to jego pierwsze słuchowisko, które napisał dla aplikacji Storytel wspólnie ze scenarzystą Piotrem Rogożą.