Sztuka przebijania sufitów
Sztuka przebijania sufitów? Wystawa w Sopocie to najważniejsze wydarzenie jesieni
Nie ma zgody w kwestii początków sztuki feministycznej. Historycy i krytycy nieortodoksyjni sugerują, że istniała praktycznie zawsze, we wszystkich epokach, choć oczywiście w XX w. gwałtownie się rozwinęła. Ortodoksi proponują różne czasowe cezury, z których najpopularniejsza jest związana z tzw. drugą falą feminizmu, czyli przełomem lat 60. i 70. XX w. Wówczas ukazał się legendarny, dopiero niedawno wydany po polsku, esej Lindy Nochlin „Dlaczego nie było wielkich artystek?” tłumaczący, że nieobecność kobiet w historii sztuki spowodowana była nie brakiem talentów, lecz wyłącznie warunkami zewnętrznymi: utrudnionym dostępem do artystycznej edukacji, standardami obyczajowymi, ograniczeniami społecznymi.
Wspomniane dekady przyniosły nie tylko ożywienie ruchów feministycznych na Zachodzie, ale też istotną zmianę paradygmatu sztuki uprawianej przez kobiety. Wcześniej zabiegały one nie tyle o zaakceptowanie ich artystycznej tożsamości, ile raczej o uznanie ich dzieł za równie dobre jak te, które wyszły spod ręki mężczyzn. Było to więc bardziej aspirowanie do świata już utrwalonego niż próba rozpychania się i tworzenia nowych emancypacyjnych systemów wartości. Świetnym rodzimym przykładem jest Magdalena Abakanowicz, która wręcz organicznie unikała kojarzenia jej prac z pojęciem feminizmu i dążyła, by na jej dzieła patrzeć bez pryzmatu zaimków osobowych.
Pierwiastek kobiecej tożsamości
Lata 70. to czas, gdy także w Polsce zaczyna się rodzić sztuka, w której pierwiastek kobiecej tożsamości odgrywał ważną rolę. Z tym, co wówczas działo się na świecie, miała kilka punktów stycznych, przede wszystkim związanych z formą wypowiedzi. Otóż artystki dość szybko przekonały się, że trudno im walczyć o widoczność na polu dawno już zajętym i dobrze uklepanym przez mężczyzn, a więc w malarstwie, grafice czy klasycznej rzeźbie.