Uświetniaczka
Cate Blanchett: uświetniaczka. Jej rola podnosi każdy tytuł do wyższej ligi
Legenda mówi, że pierwszy raz przed kamerą stanęła, gdy swój gap year – czas na przemyślenie wyboru kierunku studiów – spędzała w Egipcie, bo przymierzała się do zawodu muzealnej kustoszki. Ktoś ją wypatrzył i zaproponował rólkę cheerleaderki w egipskim filmie o boksie. Spodobało jej się na tyle, że gdy już wróciła do rodzinnego Melbourne, to tylko po to, żeby się spakować i wyjechać do Sydney, studiować aktorstwo w Narodowym Instytucie Sztuki Dramatycznej. Zapytana przez dziennikarza „Guardiana”, czy naprawdę tak wyglądały jej aktorskie początki, odpowiedziała, że prawie. W rzeczywistości przyszła na plan: było gorąco, zobaczyła rozgardiasz, nad którym próbował zapanować człowiek z tubą niczym z epoki kina niemego. Nie zgrało się to z jej naturą profesjonalistki do szpiku kości, odwróciła się więc na pięcie i wyszła.
Ta propozycja musiała mieć jednak znaczenie, bo choć aktorstwo siedziało w niej od wczesnych lat – jako dziewięciolatka usłyszała od nauczycielki, że zamiast grać na pianinie, odgrywa pianistkę – to o przyszłości myślała w bardziej praktyczny sposób: zaczęła studia z zarządzania biznesem, potem pojawił się pomysł pracy w muzeum. Takie podejście wyniosła z dzieciństwa, gdy spokojne i dostatnie życie pięcioosobowej rodziny bezpowrotnie przerwała nagła śmierć ojca na zawał. Miała 10 lat. Matka zmieniła pracę – z nauczycielki na branżę deweloperską – a do ich domu wprowadziła się babcia, by pomagać przy dzieciach (Cate jest środkowym z trójki rodzeństwa). Wszystko stało się trudniejsze.
Po latach, odnosząc się do tego dziwnego statusu aktorów, którzy oglądani przez ludzi na ekranach w swoich domach, a teraz też na telefonach, stają się kimś bardzo bliskim, mimo że są obcy, przywoływała własne emocje.