Krzysztof Zalewski dla „Polityki”: Oto moje miękkie podbrzusze, możecie mnie dźgać
KRZYSZTOF NOWAK: – Przed chwilą skończyłeś 40 lat. Czy wierzysz jeszcze w moc piosenek?
KRZYSZTOF ZALEWSKI: – Gdybym nie wierzył, to przestałbym śpiewać. Nawet na mnie piosenki oddziałują bardziej niż jakakolwiek inna forma sztuki. Warto to podkreślić, bo jestem poważnym kinomaniakiem, oglądającym niektóre sceny po 20 razy i zastanawiającym się, jak je zrobiono. Mimo to tylko muzyka może w sekundę zmienić mój nastrój. Tak było, gdy niedawno wróciłem do albumu „Grace” Jeffa Buckleya. Chociaż nie słyszałem go parę ładnych lat, to od razu zawładnęły mną melancholia i wzruszenie.
Nadal trudno mi uwierzyć, że wierzysz.
Czemu?
Bo przecież nie ma cię w nowej wersji hymnu dla powodzian „Moja i twoja nadzieja”.
Nie mogłem się pojawić na nagraniu, ponieważ tego dnia kończyłem film. Wszystko zaplanowaliśmy pół roku wcześniej, więc z bólem serca musiałem odpuścić. Pewnie nie tylko ja tak zrobiłem – trudno znaleźć termin dogodny dla aż tylu osób.
Od premiery najnowszego albumu „Zgłowy” masz za to w dyskografii utwór „O deszczu”. Termin jego wydania był dość...
Przerażający?
Tak.
Też tak pomyślałem, gdy pojawiły się pierwsze wzmianki o powodzi. Nie miałem jednak nic złego na myśli. Napisałem go rok temu, bo lubię apokaliptyczne wizje, a ta jest szczególnie popularna. Chciałem puścić oczko do fanów Davida Bowiego. Myślę, że od razu zauważą, do jakiej piosenki piję w tekście.
W piosence głos na wszystkich stacjach ostrzega, że „nie przestanie padać” i że „urośnie fala”. Może zmiana wymowy tekstu dzięki jakiejś akcji charytatywnej byłaby dobrym posunięciem?