Lubię robić lokalne filmy
Xawery Żuławski, reżyser „Kuleja”: Chciałem bohatera w stylu Rocky’ego
JAKUB DEMIAŃCZUK: – Porozmawiamy o tańcu?
XAWERY ŻUŁAWSKI: – Proszę bardzo.
Pana kino bardzo mi się kojarzy z tańcem. Nerwowa choreografia w „Wojnie polsko-ruskiej”, frenetyczny taniec w finale „Mowy ptaków”, nieustająca impreza w „Apokawixie”. Ale w „Kuleju” sceny tańca Jerzego Kuleja (Tomasz Włosok) i jego żony Heleny (Michalina Olszańska) są szczególnie istotne. Nie mniej ważne niż sceny meczów bokserskich. No i każdy film o boksie to w pewnym sensie film o tańcu. Martin Scorsese, kręcąc sceny walk we „Wściekłym byku”, inspirował się baletowymi „Czerwonymi trzewikami” Powella i Pressburgera.
Taniec to zjawisko bardzo filmowe, bardzo uwodzicielskie. Jest ruch, są aktorzy, którzy wyrażają jakieś emocje w tańcu. Albo w walce, bo boks też jest mocno związany z filmem. Nie tylko jako sport, lecz ogólnie jako walka, boksowanie się z życiem, z partnerami. W filmowych klasykach zawsze się tańczy. Dobrze nakręcona scena tańca przechodzi do historii, jak ta z Johnem Travoltą i Umą Thurman w „Pulp Fiction”. To są archetypy kina, sięgam po nie, żeby opowiedzieć historię, w której jest miłość i pasja. Śmieję się, że to dla reżysera najfajniejsze momenty w pracy. Nic nie trzeba robić. Ja siadam, aktorzy tańczą.
Trzeba jeszcze wiedzieć, jak ustawić kamerę.
Trzeba też wymyślić charakter tańca, zaplanować muzykę, pracować z choreografem, dostarczyć muzyczne i filmowe referencje. A wracając do filmu: taniec przyszedł od Heleny Kulej, kiedy rozmawiała ze scenarzystą Rafałem Lipskim. Powiedziała mu: „A wie pan, że my z Jurkiem dużo tańczyliśmy? I kiedyś nawet trener nam powiedział, że taniec pomaga bokserowi wykorzystywać pracę nóg, poprawić koncentrację, rytm i moment wyprowadzenia ciosu”.