Kultura

Żaryn oszukany „na Paderewskiego”. Żeby było śmieszniej, fortepiany pianisty już w Polsce są

Ignacy Paderewski nigdy nie miał okazji zbliżyć się do tego fortepianu. Ignacy Paderewski nigdy nie miał okazji zbliżyć się do tego fortepianu. Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej / mat. pr.
Afery PiS zwykle świadczą o pazerności, ale często także o niekompetencji. Wszystko wskazuje na to, że w wypadku zakupu rzekomego fortepianu Paderewskiego przyczyną było wyłącznie to drugie.

Budżet polski stracił na tej transakcji ponad 300 tys. zł, ale tym razem, inaczej niż w innych opisywanych przez prasę przekrętach związanych z minioną władzą, najprawdopodobniej nikt ze strony polskiej, ani z ambasady Polski w Bernie, ani z kierowanego przez Jana Żaryna Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Ignacego Jana Paderewskiego i Romana Dmowskiego (dziś Instytut Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza), na boku nie zarobił. Cały zysk poszedł do kieszeni sprzedającego kolekcję pamiątek po Paderewskim Jean-Claude’a Gattlena.

Dali się nabrać

O wystawieniu kolekcji na aukcję zawiadomiła Jana Żaryna dwa lata temu ówczesna ambasadorka Polski w Szwajcarii Iwona Kozłowska. Żaryn zwrócił się do niej o wstrzymanie tej sprzedaży i skontaktowanie się z oferentem. Wśród będących częścią kolekcji przedmiotów – jak fotografie, pocztówki czy nawet kwity z pralni – wymieniony był fortepian marki Bösendorfer, który podobno znajdował się w nieistniejącej już dziś willi Paderewskiego w Riond-Bosson i pochodził jakoby z połowy XIX w. Fortepian Paderewskiego – cenny kąsek, więc ówczesny minister kultury Piotr Gliński wyłożył żądane pieniądze – 60 tys. franków szwajcarskich.

W listopadzie zeszłego roku nabyta kolekcja została uroczyście zaprezentowana na Zamku Królewskim w Warszawie pod hasłem „Paderewski odzyskany” w połączeniu z recitalem Karola Radziwonowicza, który grał na rzeczonym fortepianie. Jan Żaryn oznajmił wówczas, że kupując tę kolekcję, oparł się na „dwóch bardzo ładnych opiniach osób, które tę kolekcję zobaczyły i oceniły”. W kwestii fortepianu dodał: „Do dziś nie znaleźliśmy zdjęcia, które by świadczyło o tym, że Ignacy Jan Paderewski na pewno na nim grał. Jeżeli by państwo mieli ochotę pobawić się z nami w detektywów i odszukać zdjęcie Paderewskiego siedzącego przy tym fortepianie, będziemy bardzo wdzięczni”.

Z tej propozycji skorzystała Wirtualna Polska, która przeprowadziła własne śledztwo. Wynika z niego, że nie dość, że fortepian pochodzi z lat 20. XX w., to wręcz fizycznie Paderewski nie mógłby mieć z nim nic wspólnego, ponieważ opuścił Szwajcarię na zawsze jeszcze przed jego wyprodukowaniem.

Czytaj też: Sto baniek, Otwock i instytut Dmowskiego. PiS skorzystał z ostatnich chwil władzy

Specjalistów nikt nie pytał

To było łatwe jak oszustwo „na wnuczka”. Śledztwo dziennikarskie ustaliło, że żaden ekspert od instrumentów historycznych nie widział wcześniej tego fortepianu. Oglądała go u jego sprzedawcy znana klawesynistka, osiadła w Szwajcarii Dorota Cybulska-Amsler, która jednak stwierdziła, że nie da się ustalić, czy instrument mógł należeć do Paderewskiego, a już zwłaszcza nie może tego stwierdzić ona, która jest wykonawczynią, nie ekspertką.

Z jej oględzin być może wzięło się nieporozumienie co do daty zbudowania fortepianu – w piśmie do ambasady w tej sprawie podała przez pomyłkę numer seryjny instrumentu bez pierwszej cyfry, który w tej formie mógłby rzeczywiście wskazywać na daty 1850–60. Jednak każdy specjalista od budowy instrumentu, gdyby go obejrzał, natychmiast by się zorientował w nieporozumieniu – jak zorientowali się ci, których zapytała o to Wirtualna Polska. Ale ani ambasada, ani instytut żadnych specjalistów nie pytał.

Dalsze śledztwo wykazało, że z samego instrumentu numer seryjny został usunięty (jest wyraźnie zamalowany) i że znajduje się na nim logo sklepu w Lozannie, który sprzedał ten instrument po 1950 r., czyli co najmniej dekadę po śmierci Paderewskiego, oraz wygrawerowany zapis „Vente Paderewski Riond Bosson 1954”, który również świadczy o tym, że instrument nie mógł należeć do pianisty. Wiadomo jednak, że Polacy są szczególnie uwrażliwieni na pamiątki po swoich bohaterach narodowych, więc jeśli tak ich pragną, można im je wyprodukować i jeszcze na tym porządnie zarobić.

Świadczy o tym również ton, jakim sprzedający rozmawiał zarówno z dziennikarzami Wirtualnej Polski, jak i wcześniej z instytutem, któremu groził, że jeśli nie kupi, i to szybko, całej kolekcji z fortepianem włącznie, to nie kupi nic. Żaryn więc odstąpił od zwrócenia się do specjalistów (owe „dwie ładne opinie”, na jakie się powoływał, pochodziły od znawców starodruków) i kupił kota w worku. „Odstąpienie stanowić mogło olbrzymią szkodę dla polskiej kultury” – komentuje dziś. Skąd to przekonanie? Z czystej niekompetencji. A żeby było śmieszniej, fortepiany Paderewskiego z Riond-Bosson od dawna już są w Polsce.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną