Architektura spotyka dyktaturę
Kiedy architektura spotyka dyktaturę. Socmodernizm miał ulżyć ludziom, ale też ich zniewolić
Budować, przestrzegając wytycznych urbanistycznych, ekologicznych czy technologicznych, to jednak nie to samo, co przestrzegać wytycznych politycznych. W czasach tzw. realnego socjalizmu wszyscy twórcy, literaci, kompozytorzy, malarze, reżyserzy stawali przed wyborem: zaakceptować ideologię czy tworzyć do tzw. szuflady? W przypadku architektów szuflada w grę nie wchodziła, pozostawało odnajdywanie się w nowej rzeczywistości. I po raz kolejny okazało się, że nic tak dobrze nie robi wyobraźni i kreatywności, jak konieczność zmagania się z ograniczeniami. I taki jest punkt wyjścia wystawy w krakowskim Międzynarodowym Centrum Kultury, na której postanowiono zweryfikować, ale i zakwestionować dość powszechne przekonanie, że architekturę czasów zimnej wojny najlepiej byłoby po prostu zaorać.
Fakt, masa tego, co budowano w tamtych latach w Europie Środkowej, kaleczy oczy i kiereszuje dobry smak. Ale – starają się sugerować kuratorzy wystawy – nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Poszperajmy, a odnajdziemy rzeczy zaskakujące, nowatorskie, niekiedy wizjonerskie, a nawet szalone, które wówczas udało się zrealizować. Pomiędzy planami, normatywami i wytycznymi zawsze znalazła się szczelina, by zaprojektować coś niezwykłego. Na wystawie pokazano blisko 400 takich obiektów rozsianych od Estonii po Macedonię, od Polski po Rumunię – i jest to podróż fascynująca.
Są tu pomniki władzy w duchu chorobliwej gigantomanii, z bukareszteńskim Domem Ludu na czele. Są kościoły i miejsca pamięci, w czym akurat Polska dobrze się zasłużyła. Budowle nawiązujące do futuryzmu i do fascynacji podbojem kosmosu, przedziwne surrealistyczne projekty Bogdana Bogdanovicia, modernistyczne geometrie i postmodernistyczne zawijasy, dystopijny brutalizm i potężne urbanistyczne projekty obliczone na zmianę wizerunku całych miast, ale też kameralne, a przy tym niekiedy genialne realizacje, jak krematorium w Bratysławie. Powstawały obiekty w kształcie rakiet i UFO, piramidy i piramidy odwróconej, gwiazdy, namiotu, a nawet kolb kukurydzy.
To opowieść o architekturze rodzącej się tam, gdzie modernizm spotykał się z dyktaturą, a kolektywizm ścierał z indywidualizmem, tworzonej, by ludziom ulżyć, ale też by ich zniewolić. Setki realizacji, o których pamięć została zduszona przez powszechną (i uzasadnioną) niechęć do banalnych i powtarzalnych osiedli mieszkaniowych z wielkiej płyty. A ponieważ powstawały za żelazną kurtyną, nigdy do końca nie zostały odkryte i docenione przez Zachód. Część z nich zmiótł już wiatr historii i kapitalistycznych przemian (w Polsce choćby Supersam czy dworzec PKP w Katowicach). O pozostałych warto pamiętać.
Socmodernizm. Architektura w Europie Środkowej czasu zimnej wojny, Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie, wystawa czynna do 19 stycznia 2025 r.