Cienie na scenie
W Kalifornii śpiewają po rosyjsku. Jak białoruski zespół Molchat Doma podbił świat
Zimnofalowe piosenki o samotności, rozczarowaniu życiem i cieniu dyktatury, opatrzone okładkami z brutalistyczną, komunistyczną architekturą, nie kojarzą się z pstrą krzykliwością TikToka. A jednak tej platformie 30-latkowie z tria Molchat Doma zawdzięczają to, że są drugim obok internetowej gry „World of Tanks” globalnym sukcesem białoruskiej popkultury. W serwisie Spotify śledzą ich 3 mln słuchaczy, dla porównania Behemotha, lidera naszego muzycznego eksportu, sześć razy mniej osób. Po dwukrotnym objechaniu obu Ameryk, a ostatnio także Chin i Australii, jesienią z materiałem z nowej płyty Molchat Doma wyruszą w trasę po Europie, odwiedzając 29 miast na całym kontynencie – w tym Gdańsk i Warszawę – a w styczniu znów wrócą do Ameryki. Wydaje się, że grają wszędzie, tylko nie we własnej ojczyźnie.
Zgubiony sens przeboju
Białoruś wiosną 2020 r. nie wprowadziła żadnych covidowych obostrzeń, ale setki milionów ludzi na świecie siedziały pozamykane w domach, oglądając na ekranach, jak pustoszeją kolejne stolice. Może ta atmosfera sprawiła, że Molchat Doma na przestrzeni tygodni stali się właśnie wtedy masowym fenomenem. Do dziś nie wiadomo, jak ich piosenka „Sudno” (łódź, ale także szpitalny basen) w ogóle trafiła na TikToka, ale z miejsca stała się wiralem. Pojawiła się w ponad 100 tys. filmików na platformie, co przełożyło się na dziesiątki milionów odtworzeń. Przy dźwiękach fatalistycznej, ale zarazem dyskotekowej wręcz piosenki tiktokerki prezentowały zasoby swoich szaf, utwór był miksowany ze scenkami pląsających dzieci (oraz nietoperzy), towarzyszył rozmaitym wywodom, od pogadanek randkowych po analizy literackie.
„My do tego czasu nawet nie słyszeliśmy o TikToku. Zainstalowałem aplikację dopiero po to, żeby się dowiedzieć, co ludzie robią z naszym kawałkiem – śmiał się potem Jegor Szkutko, wąsaty wokalista grupy.