Nieostatnia wieczerza
Nieostatnia wieczerza, czyli najgłośniejsze spory artystyczno-religijne ostatnich dekad
W pierwszych dniach igrzysk w Paryżu niemal każdy czuł się w obowiązku wyrazić własny pogląd w sprawie tego, co obraża chrześcijan. Od byłego premiera Morawieckiego po licznych celebrytów. Międzynarodowy Komitet Olimpijski ogłosił w tej sprawie swoje stanowisko, a jeden ze sponsorów igrzysk zapowiedział wycofanie finansowania. Zabrakło tylko głosu samego papieża.
Jedni w występie na jednym z paryskich mostów widzieli prześmiewcze nawiązanie do „Ostatniej wieczerzy” i uznali, że to uraża. Inni przyznali, że wprawdzie nawiązanie było, ale o urażaniu uczuć nie może być mowy. Bo przecież żartowano z obrazu, a nie z religijnego symbolu. Jeszcze inni dowodzili, że to wcale nie było nawiązanie do dzieła Leonarda da Vinci. Szybko nawet wyszperano w internecie dzieło holenderskiego barokowego malarza Jana van Bijlerta „Uczta bogów”, by przekonywać, że to właśnie ono posłużyło za wzór, a postać zajmująca w tej kompozycji centralne miejsce to nawiązanie nie do Chrystusa, lecz do Apolla. Bardziej trwałe niż ta dyskusja o przedmiocie sporu wydają się tu dwa inne zagadnienia, fundamentalne dla świata sztuki (także dla muzyki, literatury, teatru, filmu czy fotografii).
Obraza uczuć religijnych
Pierwsze to kwestia obrazy uczuć religijnych. Zaczęło się wcześnie, bo już na soborze trydenckim, na którym wezwano artystów, by „nie mącili niestosownymi przedstawieniami spokoju ducha tych, do których się zwracają”. A pierwszą ofiarą tego zapisu stał się malarz Paolo Veronese, którego monumentalna (13 x 5 m) wizja – nomen omen – ostatniej wieczerzy nie przypadła do gustu weneckiemu trybunałowi inkwizycyjnemu. Z kolei z „Zaśnięcia Marii” tłumaczyć się musiał Caravaggio. Kościelna cenzura, z mniejszą lub większą gorliwością, towarzyszyła sztuce przez kolejne stulecia.