Wulkany inspiracji
Polscy muzycy podbijają Islandię. Wsiąkli. Choć sami Islandczycy radzą: stąd trzeba wyjechać
Podchodzi bardzo blisko. Choć w masce i goglach, wytrzymuje tylko 10 sekund – gorąc, duszący gaz i pełznąca lawa nie pozwalają na dłużej. Futrzana przeciwwietrzna osłona mikrofonu prawie dymi. Zostawia więc sprzęt z nadzieją, że zadziała w tych piekielnych warunkach, sama się wycofuje. Z fascynacją patrzy na potęgę natury. Nie tylko ona. W marcu 2021 r. erupcja wulkanu w rejonie Fagradalsfjall ściąga tłumy ludzi, dziesiątki dronów, śmigłowce. Dlatego, żeby nagrać dźwięk samego wulkanu, Kaśka przyjeżdża tu ponad 20 razy. Warto. Wulkan to niskie, złowrogie dudnienie, płynąca lawa – serie trzasków, chrzęstów, jakby tłukło się szkło.
By nagrać brzmienie wnętrza lodowca, zeszła w głąb lodowej szczeliny. Zdrętwiała bardziej ze strachu niż z zimna. Asekurowały ją przewodniczka Agata Jabłońska i fotografka Magdalena Łukasiak. Nagrała kapanie wody. Interesujące. Ale najlepsze było to, co lodowiec zaprezentował wyżej – subtelne dźwięczenie jakby wietrznych dzwonków. I choć była tam jeszcze nieraz, nigdy więcej tego nie słyszała.
Głosy Islandii Kaśka Paluch-Łukasiak rejestruje od 2020 r. To wtedy zaczęła projekt Noise From Iceland (NFI) – pierwszą w historii dźwiękową mapę wyspy.
Pochodząca z Zakopanego muzykolożka, recenzentka i producentka muzyczna na Islandię przeniosła się w kwietniu 2017 r. Nie dla pieniędzy. Magnesem była Magda Łukasiak, dziś żona Kaśki. Ale i kraj, gdzie prawa człowieka, w tym osób LGBT, są respektowane. Magda znalazła jej pracę przewodniczki w tunelu lawowym. I Kaśka wpadła po uszy. Odkryła geologię – na stronie NFI opisuje rodzaje lawy, wnętrza jaskiń. Odkryła też (na nowo) muzykę i… ciszę. – Islandia nauczyła mnie słuchać – mówi. – Zrozumiałam, że nie tylko widoki zapierają tu dech w piersiach.