Janusza Rewińskiego cechowało znakomite poczucie humoru, dzięki któremu błyskawicznie nawiązywał kontakt z publicznością. Jego twarz kojarzy chyba każdy Polak – nieważne, ile ma lat i czy ogląda telewizję nałogowo, czy tylko sporadycznie. Wszystko dzięki krzaczastym brwiom, czarnej brodzie i charakterystycznemu śmiechowi. To były znaki rozpoznawcze tego aktora. I nie miało znaczenia, czy grał gangstera Siarę w dwóch częściach „Kilera”, czy grubiańskiego dyrektora Miśka w Kabarecie Olgi lipińskiej, czy też nowobogackiego Edwarda Nowaka w serialu „Tygrysy Europy”. W każdej z tych produkcji stworzył kreację, która zapisała się w pamięci widzów.
Kabaret i partia przyjaciół piwa
W 1972 r. Janusz Rewiński ukończył Wydział Aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Pierwsze kroki artystyczne stawiał w programie kabaretowym Wiesława Dymnego „Spotkanie z Balladą” oraz krakowskiej Piwnicy Pod Baranami. To tam narodził się popularny monolog zatytułowany „Film i uwentualnie telewizja”, czyli słynny „Fiut”. Po jakimś czasie Rewiński dołączył do legendarnej grupy kabaretowej z Poznania (Kabaret TEY), w skład której wchodzili Zenon Laskowik, Bohdan Smoleń i Rudi Schuberth. To z tą grupą jeździł po całej Polsce i grał na największych scenach.
Miał także epizod polityczny – na początku lat 90. założył stowarzyszenie Skauci piwni, które przekształciło się w Polską Partię Przyjaciół Piwa. Po wyborach parlamentarnych w 1991 r. został posłem pierwszej kadencji wraz z 13 innymi członkami tej partii. Jako parlamentarzysta nie wyróżniał się niczym szczególnym. Po zakończeniu kadencji wrócił do aktorstwa, a cały swój pobyt w Sejmie uznawał raczej za happening niż prawdziwe działania polityczne.
Sympatia do PiS zamknęła wiele drzwi
Janusza Rewińskiego poznałem dzięki roli bosmana Banka w „Podróżach Pana Kleksa” (1985). W pamięci utkwił mi jego nagi tors i wykonywana przez niego piosenka pt. „Latający holender”. Nie miałem wtedy zielonego pojęcia o jego działalności kabaretowej. Potem na chwilę zniknął mi z radaru, by ponownie przypomnieć o sobie w „Kilerze” Juliusza Machulskiego. Jeszcze później pojawił się w innych projektach kabaretowo-filmowych, takich jak „Yyyreek!!! Kosmiczna nominacja” i program „Ale plama” (TVN), który prowadził z Krzysztofem Piaseckim.
Sam Rewiński niezbyt dobrze wspomina udział w produkcjach Jerzego Gruzy, które miały za zadanie spieniężyć popularność gwiazd „Big Brothera”. W wywiadzie dla „Playboya” powiedział: „To prawdziwe nieszczęście, ale jestem lojalnym kolegą. W Polsce już nie ma reżyserów i scenarzystów. Scenariusze wyrzucam po przeczytaniu dwóch pierwszych stron”.
Rewiński stał się wybredny i odrzucał różnego rodzaju propozycje – w tym rolę Ferdynanda w serialu „Świat według Kiepskich”. Odmowami oraz dość ciętym językiem zaczął zrażać do siebie twórców. „Bywają tak zwane odejścia wymuszone, kiedy okazuje się, że człowiek, który coś osiągnął, ma coś tam ponagrywane, jakieś role na koncie, jest niepotrzebny. Nikt do niego nie dzwoni” – powiedział w wywiadzie udzielonym „Gazecie Polskiej”.
Moim zdaniem to nie cięty język Janusza Rewińskiego był problemem, a mocne zaangażowanie w politykę i agitacja na rzecz PiS. Być może aktor liczył na to, że zmiana władzy przysporzy mu sympatyków w kręgach filmowych i dzięki temu wróci na szklany ekran. Tak się nie stało. Po zwycięstwie PiS nie pojawiły się nowe oferty, co – mam wrażenie – jeszcze bardziej zniechęciło satyryka do przemysłu filmowego. Sympatie polityczne zamknęły przed nim wiele drzwi. Polska kinematografia bardzo dużo na tym straciła, nieobecność Rewińskiego była i wciąż jest zauważalna. Nie narodził się nowy talent komediowy, który mógłby tę lukę wypełnić. I pewnie w najbliższej przyszłości się nie narodzi.
Czytaj też: Jaka rzeczywistość, taki kabaret. Rozmowa z Januszem Rewińskim
Świat będzie smutniejszy
Rewiński postanowił zamieszkać we wsi Nowodwór koło Mińska Mazowieckiego, gdzie rozpoczął działalność rolniczą i kompletnie odciął się od swojej przeszłości estradowej. Zajął się hodowlą koni i królików. Nowe życie uważał za „śmieszne i straszne”. I choć – jak mówił – dni wypełniały mu inne zajęcia, to co jakiś czas zerkał na telefon z nadzieją, że ktoś zadzwoni z propozycją powrotu do Telewizji Polskiej w jakimś ciekawym satyrycznym formacie.
Niestety się nie doczekał. Jonasz Rewiński, jego syn, na swoim koncie w mediach społecznościowych napisał: „Pożegnanie, którego miało nie być. 1 czerwca Tata stoczył walkę ze swoim stanem zdrowia. Niestety, tym razem nie dał rady. Przez wiele lat Tata dawał radość i uśmiech nie tylko nam, ale i wszystkim wokół. Teraz świat jest jakby taki sam, ale uśmiechu nagle zabrakło”. I ja się z tym ostatnim zdaniem w pełni zgadzam. Świat będzie dużo smutniejszy, gdy uświadomimy sobie, że Siary nie ma wśród nas.