Afery o litery
„Bug, Chonor, Ojczyzna?”. Nie przejdzie. Co się zmieni i dlaczego wszyscy są trochę niezadowoleni
ALEKSANDRA ŻELAZIŃSKA: – Mało kto opanował biegle wszystkie zasady polszczyzny, ale kiedy coś się zmienia, w internecie od razu wrze. Skąd te emocje?
KATARZYNA KŁOSIŃSKA: – Powodów może być kilka, poczynając od zupełnie pozamerytorycznych: ludzie są dziś do siebie bojowo nastawieni, zwłaszcza w internecie. Być może niektórzy mają w sobie tyle frustracji, że wykorzystują dowolną okazję, żeby ją z siebie wylać i jakoś skanalizować. Kiedy czytam komentarze pod artykułami na temat zmian w ortografii, zauważam, że ludzie często nie znają zasad – ani nowych, ani starych – a na pewno nie zapoznali się z dokumentami Rady Języka Polskiego. Dochodzi do tego, że wypowiadają się o nich, przeczytawszy dwa pierwsze zdania albo może i całość, ale bez zrozumienia. Niedawno dziennikarz z najpoczytniejszego chyba dziennika wywnioskował z naszych zasad, że od 2026 r. nie będzie można używać formy Warszawiak, a zostanie tylko Warszawianin, czym rozpętał dyskusję, która się przerodziła w tropienie, kto jest warszawiakiem i od ilu pokoleń, a kto jest słoikiem – i, oczywiście, słoika zdradza to, że nazywa siebie warszawianinem. Pan redaktor powypisywał bzdury: bo słowo Warszawianin jest podane jako przykład pisowni nazw mieszkańców miast – od 2026 r. od wielkiej litery – a chodzi tu o zapis, a nie o formę słowotwórczą. Ale lawina nienawiści się już potoczyła.
Zarzutów merytorycznych brak?
Oczywiście niektórzy wchodzą w polemikę merytoryczną, nawet niespecjalnie emocjonalną. Ale tam, gdzie emocje są największe, pojawiają się właściwie tylko takie argumenty: psujecie polszczyznę, psujecie język, niedługo będziemy pisać cyrylicą. „Pocośmy my się uczyli tyle lat w szkole, skoro teraz wszystkie zasady trzeba wyrzucać do kosza, a książki napisać od nowa?