Oferta na pierwszy rok:

4 zł/tydzień

SUBSKRYBUJ
Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 24,99 zł!

Subskrybuj
Kultura

Braci się nie traci

Braci się nie traci! Kings of Leon pozbierali się i ruszyli w trasę. W lipcu będą w Polsce

Kings of Leon Kings of Leon materiały prasowe
Kings of Leon są w ciągłej podróży między niebem i piekłem. Jeśli akurat nie rozkochują w sobie tysięcy fanów na koncertach, to wystawiają na ciężką próbę swoją bratnią miłość.

Bracia Caleb, Nathan i Jared Followillowie, pochodzący z Oklahomy i Tennessee, oraz ich kuzyn Matthew z Missisipi założyli zespół pod koniec lat 90. w Nashville. Rocka, country bluesa i folk mają we krwi. Po pierwszych dwóch płytach „Youth & Young Manhood” z 2003 r. i „Aha Shake Heartbreak” z 2004 r. krytycy przypięli im łatkę „południowych The Strokes”. Łatki na szczęście można zedrzeć, z czym Kings of Leon sobie skutecznie poradzili. A jeśli ktoś się jeszcze zastanawiał, czy wypracowali własne brzmienie, to wątpliwości te rozwiała czwarta płyta „Only by the Night” z 2008 r. z nagrodzonymi Grammy turboprzebojami „Sex on Fire” czy „Use Somebody”. Zawojowali listy sprzedaży (płyta rozeszła się w nakładzie przekraczającym 3 mln egz.), a przede wszystkim podbili serca i stadiony. Z wszelkimi konsekwencjami. Sława okazała się wyczerpująca, a ciągłe napięcie i oczekiwania były zbyt ciężkie do uniesienia. Alkohol, wzajemne żale, emocjonalna degrengolada, której skutkiem bywały bijatyki między braćmi, doprowadziły zespół na skraj przepaści.

Na szczęście Followillowie się pozbierali i znów weszli do studia, ruszyli w trasy koncertowe. Dziś mają w dyskografii dziewięć płyt, w tym świetną, podszytą country „Come Around Sundown” z 2010 r. czy przebojowy, przynoszący rozliczenie z przeszłością „Mechanical Bull” z 2013 r.

Jest coś w brzmieniu zespołu, co od razu trafia do wszystkich płci i sprawia, że taniec wydaje się niemal obowiązkowy – tak w swojej encyklopedii muzyki popularnej pisze ceniony brytyjski dziennikarz Dylan Jones. I nie sposób mu odmówić racji. Trudno nie tańczyć i nie śpiewać przy niesfornym „Sex on Fire”. Niełatwo jest nie kołysać się przy melancholijnej, rozczarowaniem podszytej „Pyro”.

Polityka 23.2024 (3466) z dnia 28.05.2024; Kultura+; s. 89
Oryginalny tytuł tekstu: "Braci się nie traci"
Reklama