JANUSZ WRÓBLEWSKI: – Wolisz określenie „stare filmy” czy „klasyka”?
ROMAN GUTEK: – Filmy ponadczasowe. Długo szukaliśmy odpowiedniej nazwy dla naszego festiwalu. Określenia „kanon” czy „klasyka” brzmią akademicko. Młodzi uważają filmy sprzed 70, 80 lat za starocie i niechętnie je oglądają. Od osób zasiadających w komisjach egzaminacyjnych na uczelnie wiem, że dla maturzystów zdających na filmoznawstwo kino zaczyna się od Tarantina.
Co to są filmy ponadczasowe?
Filmy, z którymi czas obszedł się łaskawie, nietracące znaczenia ani wartości. Takie, które zawsze, bez względu na to, kiedy powstały, dobrze się ogląda i do których chętnie się wraca. Uniwersalne i zawsze aktualne.
Kto o tym decyduje?
Kanon tworzą historycy i krytycy filmowi, osoby programujące festiwale, ale także sami widzowie. Nieustannie się on zmienia. Brytyjski miesięcznik „Sight and Sound” co dziesięć lat aktualizuje listę najwybitniejszych filmów. Przed dekadą czołówka top 10 wyglądała zupełnie inaczej niż teraz. „2001: Odyseja kosmiczna”, „Zawrót głowy”, „Obywatel Kane” zostały zdetronizowane na rzecz trzyipółgodzinnego awangardowego dramatu belgijskiej reżyserki Chantal Akerman „Jeanne Dielman, Bulwar Handlowy, 1080 Bruksela”, który wcześniej znajdował się poza pierwszą setką. Świadczy to o tym, że gusta i mody się zmieniają, klasyka nie jest żadną świętością, a nowe pokolenia patrzą na dorobek filmowy inaczej.
Wyostrza się wrażliwość, zmieniają obyczaje, inne są potrzeby widzów i kanon podlega erozji, ewoluuje. Stworzyliście festiwal, żeby to sprawdzić?
Na pewno był to jeden z powodów.