Walka o tantiemy z internetu: o co tu chodzi? Filmowcy wygrali, ale to dopiero początek
Filmowcy mogą świętować: na konferencji prasowej w czwartek minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz ogłosił, że resort złoży ustawę mającą zapewnić twórcom tantiemy z internetu. Co więcej, ministerstwu zależy na jak najszybszym przyjęciu nowego prawa, w przeciwnym razie Polska będzie musiała płacić wielomilionowe kary za niewdrożenie unijnej dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym. Wygląda na to, że twórcy filmów i seriali doczekają się wreszcie swoich pieniędzy za emisję ich produkcji w sieci. Nie była to jednak łatwa droga.
Wielka woda, żadnych tantiem
O tym, że Polska ma problem z brakiem tantiem z internetu, wiemy od co najmniej 2019 r., kiedy dyrektywa się pojawiła. Sytuacja stała się jeszcze bardziej napięta, kiedy w maju 2021 upłynął termin na wdrożenie unijnych przepisów, a polskie prawo nie uległo zmianie. Dużo o problemach polskich filmowców mówiło się w kontekście „Wielkiej wody” Netflixa. Serial stał się przebojem nie tylko w kraju, ale i na świecie. W ponad 70 państwach wylądował na liście najchętniej wybieranych produkcji, widzowie oglądali ją w sumie przez ponad 46 mln godzin. Brak przepisów o tantiemach sprawił jednak, że twórcy nie mogli się w pełni cieszyć tym międzynarodowym sukcesem.
Walka o wynagrodzenie z dystrybucji internetowej rozpędziła się w ostatnich tygodniach, gdy resort kultury przedstawił projekt ustawy o prawie autorskim, z której wykreślono zapisy o tantiemach z sieci. Dla wielu osób w branży to był moment przełomowy, bo miały nadzieję, że po zmianie władzy dostosowanie się do unijnej dyrektywy będzie tylko formalnością. Tymczasem zapis z projektu nie tylko zniknął, ale ministerstwo nie umiało dobrze wyjaśnić, dlaczego z niego zrezygnowano. Filmowcy zastanawiali się, czy na decyzję nie wpłynęły same platformy streamingowe.
Netflix łatwo się nie podda
Zwłaszcza że zdarzyło się to już wcześniej. W 2022 r., za rządów Mateusza Morawieckiego, prace nad wdrożeniem dyrektywy były już zaawansowane. Aż przyjechał do Polski szef Netflixa Reed Hastings – po tej wizycie prace właściwie zawieszono. Filmowcom nigdy nie udało się ustalić, jaki był przebieg tego spotkania, ale fakt, że do niego doszło, wskazywał, że platformy łatwo się nie poddadzą.
Za działanie zabrali się aktywnie zwłaszcza młodzi twórcy i studenci szkół filmowych. Nowe pokolenie nie ma wątpliwości, że ich dzieła będą dystrybuowane głównie w sieci. Tantiemy z nośników, dystrybucji kinowej i telewizyjnej są z roku na rok coraz niższe – kluczowe dla zarobków stają się wpływy z internetu. To tutaj większość widzów ogląda seriale i kinowe hity. Szczególnie aktywnie o problemie informowało, organizując akcje protestacyjne, Koło Młodych Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Na protest zdecydowali się też studenci łódzkiej szkoły filmowej.
Pod pewnymi względami działania polskich filmowców zgrywają się z tym, co widzieliśmy w zeszłym roku w Hollywood. Tam scenarzyści i aktorzy walczyli o wysokość internetowych stawek i uczciwe rozliczanie się z gigantami streamingu. Warto zresztą dodać, że sama obietnica wprowadzenia tantiem z internetu nic nie mówi o ich wysokości. To będzie przedmiot negocjacji pomiędzy platformami a organizacjami zbiorowego zarządzania, takimi jak ZAiKS czy ZASP. Trzeba się przygotować na kolejny akt tego sporu, bo to, jak tantiemy będą naliczane i rozdzielane, już wcale nie jest pewne.
Czytaj też: Z czego dziś żyją muzycy? Na streamingu nie zarabiają
Widz radzi: zmieńcie zawód
Dyskusja o tantiemach z internetu dla filmowców po raz kolejny też pokazała, jak czasem ciężko jest środowiskom twórczym przekonać społeczeństwo do swoich postulatów. Jak zwykle pojawiły się argumenty, że zarabiają bardzo dobrze i sięgają po pieniądze, które niekoniecznie im się należą, a skoro warunki pracy są tak niekorzystne, to powinni zmienić zawód. Nie pierwszy raz problemy twórczych środowisk zamiast solidarności budzą sprzeciw wśród odbiorców.
Przede wszystkim na sytuację filmowców negatywnie wpływa przekonanie, że każdy pracownik tej branży doskonale zarabia. Polska nie odstaje tu od normy – oprócz wąskiego grona, które rzeczywiście pracuje za bardzo wysokie stawki, większość filmowców wynagradzana jest średnio albo słabo. Rada, by nie współpracowali z podmiotami internetowymi, wydaje się o tyle chybiona, że dziś każda produkcja może trafić do sieci. Wydaje się, że ów sprzeciw społeczny wynika głównie z lęku, że konieczność płacenia tantiem wpłynie na cenę subskrypcji platform streamingowych. Warto jednak zauważyć, że ich ceny rosną zupełnie niezależnie od unijnej dyrektywy. Co więcej, wprowadzenie nowego prawodawstwa kosztuje nas wszystkich mniej, bo państwo nie musi płacić wielomilionowych kar.
Dyskusja nad nowym prawem ujawniła też, że wielu odbiorców postrzega tantiemy jako dodatek do zarobku. Tymczasem to w istocie ostatni element ich podstawowego wynagrodzenia. Ten system, obowiązujący od lat, pozwala partycypować w zyskach, zwłaszcza jeśli produkcja jest sprzedawana do dalszej dystrybucji (jak np. seriale TVP lądujące na Netflixie). To też system rozliczeń, który najlepiej oddaje niepewność filmowego rynku. Nigdy nie wiadomo, czy film, do którego pisze się scenariusz, na pewno powstanie, a jeśli już – to czy odniesie sukces.
Czytaj też: Autorzy, łączcie się. ZAiKS dostał kopniaka
Być albo nie być w kinie
Zmiana w prawie autorskim jest kluczowa nie tylko ze względu na stabilność finansową polskich filmowców. To też ważny element odpowiedzi na pytanie o to, kto będzie mógł w Polsce tworzyć kulturę. W sytuacji gdy zarobki są niepewne, ograniczone i przede wszystkim niepełne, na pracę nad filmem mogą się decydować tylko ci, którzy mają dodatkowe wsparcie finansowe. Co oznacza, że kinematografia zamyka się na osoby niemające szczęścia mieć dobrze sytuowanych rodziców, krewnych czy partnerów. To, kogo stać na bycie filmowcem, przekłada się na to, jakie historie są opowiadane i z jakiej perspektywy. To też zabezpieczenie, by najzdolniejsi nie odchodzili do innych zawodów, stabilniejszych i lepiej płatnych. Nie dziwi, że młodzi twórcy, dopiero walczący o swoje miejsce na rynku, tak zaangażowali się w tę walkę. Od tego, jak będą wypłacane tantiemy, zależy ich być albo nie być w świecie filmu.
Dzisiejsze oświadczenie ministra kultury można, posługując się językiem serialu, potraktować jako zakończenie pierwszego sezonu. Produkcja miała wiele momentów dramatycznych, do końca trzymała w napięciu. Ale w zgodzie z najlepszymi zasadami scenopisarstwa – nie wszystko jeszcze wiadomo. Dlatego nie można odwrócić wzroku i wyłączyć telewizora. Przed filmowcami teraz sezon drugi – emocji będzie zapewne jeszcze sporo i czeka nas niejeden zwrot akcji, zanim doczekamy się happy endu.