Niewinny zachwyt światem
Zack Snyder dla „Polityki”: „Rebel Moon” to efekt mojego zadziwienia światem
JAKUB DEMIAŃCZUK: – Pierwsza wersja scenariusza „Rebel Moon” powstała 20 lat temu. Przez całą swoją karierę wracał pan myślami do tego filmu, ale mam wrażenie, że sam pomysł jest jeszcze starszy. Jak długo nosił pan ten projekt w sobie?
ZACK SNYDER: – W jakimś sensie on zawsze był ze mną. Przez wiele lat traktowałem go jako ucieczkę od bieżących rzeczy, chwilę na oddech. Gdy byłem wyczerpany pracą na planie albo zawieszałem się przy pisaniu scenariusza, wracałem do „Rebel Moon”, poprawiałem, wymyślałem nowe rzeczy, szkicowałem postaci, pojazdy i miejsca, choć wcale nie byłem pewien, że ten film kiedykolwiek powstanie. Ale to był dobry sposób, by oderwać myśli i zebrać siły do kolejnych zadań. Ale szczerze mówiąc, narodził się znacznie wcześniej. Myślę, że gdzieś w 1977 r., kiedy jako 11-letni chłopak poszedłem do kina na „Gwiezdne wojny” i zobaczyłem, jak Luke Skywalker odpala torpedy w szyb wentylacyjny Gwiazdy Śmierci. To był ten moment, w którym narodziła się we mnie chęć opowiedzenia własnej historii, i nigdy nie odpuściłem. To, co widziałem w kinie w ciągu kolejnych 10 lat, miało na mnie olbrzymi wpływ: „Obcy” i „Łowca androidów” Ridleya Scotta, „Conan barbarzyńca” Johna Miliusa, „Excalibur” Johna Boormana, animowany „Heavy Metal”, serial „Star Blazers” [amerykańska adaptacja popularnego w latach 70. anime „Space Battleship Yamato” – red.]. Filmy i seriale, które zostały ze mną na zawsze i zawdzięczam im najwięcej. To one są podstawą mojej estetyki i wyobraźni.
„Rebel Moon” robi wrażenie spełnionego marzenia chłopaka, który czytał i oglądał mnóstwo fantasy, space oper i westernów.