Skomlenie
„The Palace”, nowy film Polańskiego. Krytycy na świecie nie mają litości. Słusznie?
„To najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek nakręcił” – rozwiewał złudzenia branżowy „The Hollywood Reporter” po premierze na festiwalu w Wenecji, gdzie film dosłownie zmieszano z błotem. „Hotelowa komedia o bandzie zamożnych idiotów to nieśmieszna porażka” – drwił magazyn „Variety”, zaś „Screen Daily”, pastwiąc się nad wszechobecną na ekranie tandetą, ostrzegał, że nad „The Palace” unosi się „nieświeży humor stęchłego odoru domu starców”. Litości nie miał też popularny „Deadline”, krzycząc już w nagłówku, że ten okropny film „czyni z kontrowersyjnego reżysera pośmiewisko”.
Po takim przyjęciu na jednej z najważniejszych imprez filmowych na świecie, gdzie – dla przypomnienia – jeszcze niedawno czczono Polańskiego, przyznając mu honorowego Złotego Lwa za całokształt twórczości oraz obsypywano go pomniejszymi, lecz bardzo pożądanymi nagrodami za „Rzeź” oraz „Oficera i szpiega”, stało się to, co musiało się stać. Kariera 90-latka definitywnie się załamała. Jeśli zdoła się podnieść, zdobycie środków na następny projekt będzie graniczyć z cudem.
Uciec przeszłości
„The Palace”, jak wcześniej „Oficer i szpieg”, ma zamkniętą drogę na najbardziej dochodowy rynek anglojęzyczny. Prawdopodobnie nawet tradycyjnie gościnna i wyrozumiała dla Polaka Francja nie zdecyduje się na kinową dystrybucję. Film sprzedano zaledwie do kilku europejskich krajów, w tym do Włoch i Bułgarii.
Do tego dochodzi przeszłość Polańskiego. Wypominając mu ją, internauci dziwią się, że zmiażdżone przez krytykę dzieło nie trafiło od razu do niszowych kanałów telewizyjnych, gdzie ten typ niesmacznej, przaśnej rozrywki, podlanej sosem obleśnych żartów o pingwinach kopulujących z psami, przemknąłby niezauważony.