Głos z nieba
Krzysztof Wodiczko dla „Polityki”: Przekrzykujemy się. Sztuka sprawia, że zaczynamy słuchać
JAKUB KNERA: – Od lat 70. realizuje pan projekty i instalacje w przestrzeni publicznej na całym świecie. Czy dziś, kiedy większość dyskusji przenosi się do internetu, można jeszcze nawiązać dialog?
KRZYSZTOF WODICZKO: – Otacza nas kakofonia głosów ludzi czy grup, które wzajemnie się przekrzykują. A sztuka polega na stworzeniu takich warunków, aby pomimo przeszkód i tego, jak trudna jest obecna dyskusja, przy wykorzystaniu magii mediów zainicjować proces, który pomoże ludziom się otworzyć, by opowiedzieć o tematach, które bardzo trudno wyrazić, a o których mało kto chce słuchać.
Zazwyczaj poświęca pan uwagę marginalizowanym grupom mniejszościowym.
Mówię przede wszystkim o ludziach i grupach, które najmniej się słyszy, o których większość ludzi wie najmniej, a może nawet nie jest zainteresowana, żeby wiedzieć. Trzeba znaleźć specjalne metody pracy i okoliczności, które umożliwią im zabranie głosu. Półtora roku temu w Krakowie we współpracy z MOCAK i różnymi organizacjami stworzyliśmy zespół ludzi, którzy mieli kontakt z tymi, których w Polsce wciąż mało ludzi chce słuchać: społecznością LGBTQ+. Trudnością był fakt, że robiliśmy to w pandemii, więc większość kontaktu odbywała się przez internet. Działaliśmy z pracownikami społecznymi czy aktywistami, którzy musieli najpierw zdobyć zaufanie swoich podopiecznych, aż w końcu zaczęliśmy rozmawiać.
Co sprawiło, że zainteresował się pan grupami zmarginalizowanymi?
Trafiłem do Nowego Jorku w trudnym okresie, kiedy amerykańskie miasta były dżunglami kapitalizmu. Kiedy przyjechałem tam na początku lat 80., wcześniej mieszkając w Kanadzie, trudno było nie zauważyć sytuacji bezdomnych – ze względu na okrutną politykę prezydenta Reagana było ich wtedy w mieście niemal 100 tys.