Kocham wolność
„Kocham wolność”. Dlaczego właśnie ta piosenka została politycznym hymnem
Kiedy 1 października w finale Marszu Miliona Serc ze sceny ustawionej na warszawskim rondzie Radosława zaproszeni piosenkarze i aktorzy (wraz z namówionym do tego Donaldem Tuskiem) odśpiewali najsłynniejszą dziś piosenkę Bogdana Łyszkiewicza, dopełnił się rytuał największego w ostatnich dekadach ulicznego protestu. Piosenka „Kocham wolność” po latach stała się de facto politycznym hymnem. Trochę tak jak w ostatniej dekadzie PRL „Mury” Jacka Kaczmarskiego były hymnem zwalczanej przez władze solidarnościowej opozycji. W obu przypadkach stało się tak niezależnie od pierwotnej intencji twórców.
Napisany przez Kaczmarskiego do melodii katalońskiego pieśniarza Lluísa Llacha tekst „Murów” oryginalnie miał zupełnie inną wymowę niż pieśń protestu wykonywana w więzieniach, ośrodkach internowania i na ulicznych demonstracjach w czasie stanu wojennego. Po latach Kaczmarski mówił: „»Mury« napisałem w 1978 r. jako utwór o nieufności do wszelkich ruchów masowych. Usłyszałem nagranie Lluísa Llacha i śpiewający, wielotysięczny tłum i wyobraziłem sobie sytuację – jako egoista i człowiek, który ceni sobie indywidualizm w życiu – że ktoś tworzy coś bardzo pięknego, bo jest to przepiękna muzyka, przepiękna piosenka, a potem zostaje pozbawiony tego swojego dzieła, bo ludzie to przechwytują. Dzieło po prostu przestaje być własnością artysty i o tym są »Mury«. I ballada ta sama siebie wywróżyła, bo z nią się to samo stało. Stała się hymnem, pieśnią ludzi i przestała być moja”.
Harcerska szczerość
Piosenka Bogdana Łyszkiewicza powstała u samego schyłku komuny, niedługo przed rozpoczęciem obrad Okrągłego Stołu. Zaś na początku nowej epoki, w czerwcu 1990 r., w wywiadzie udzielonym „Magazynowi Muzycznemu” lider Chłopców z Placu Broni mówił o niej tak: „Nie jestem człowiekiem zaangażowanym politycznie, nie mam też misjonarskich zapędów.