Kultura

„Infamia”: wreszcie wbrew stereotypom „gadziów” i romskiej konserwie

Kadr z serialu „Infamia” Kadr z serialu „Infamia” mat. pr.
Powstał pierwszy polski serial o Romach. Odważnie przełamuje stereotypy i opowiada historię zbuntowanej nastolatki. Duży wkład w jego powstanie miała sama romska społeczność.

Kiedy w Europie w tzw. dobrym towarzystwie powiedzieć, dajmy na to, że Żydzi mają oszustwo we krwi albo że czarni mają niższą inteligencję, jestem przekonany, że 99 proc. osób popatrzy na wygłaszającego takie poglądy człowieka z oburzeniem i dezaprobatą. Gdy jednak ktoś rzuci, że Romowie są leniwi, nie chcą się uczyć i pracować albo że „wiadomo, zawsze kradną”, w wielu salonach nikt się nawet nie wzdrygnie, a może jeszcze przytaknie z aprobatą. Jest to bowiem chyba ostatni zupełnie akceptowalny w elitach rasizm, którego wyrugowanie natrafia ciągle na przeszkody i problemy. Stereotypy o Romach bez większych przeszkód przekazuje się kolejnym pokoleniom, a „cyganie” traktowani są przez społeczeństwo większościowe jako „inni”, „obcy”, „nieeuropejscy”. Tymczasem mieszkają na naszym kontynencie już prawie od milenium, bo pierwsze bizantyjskie doniesienia o nich to XI–XII w.

Romowie: laboratorium przemocy

Romskie losy to także niestety prawdziwe laboratorium przemocy. Na nich bowiem przez wieki testowano różne techniki nadzoru i kontroli, które często potem były z powodzeniem używane i wobec „białych”. Niewolnictwo, deportacje, biurokratyczna paszportyzacja, więzienia, obozy koncentracyjne i ostatecznie eksterminacja – to spotykało tych ludzi w zasadzie już od początku nowoczesności. Przede wszystkim za to, że nie chcieli wchodzić w europejskie systemy produkcji – od feudalizmu poczynając, przez industrializację, po kapitalizm.

Woleli żyć po swojemu, jako rzemieślnicy, handlarze, muzycy, często wędrowcy. Płacili za to pragnienie wolności do bycia sobą nierzadko najwyższą cenę. W efekcie tego swojego oporu trafiali na margines biedy i wykluczenia, do dziś ciągną za sobą jako społeczność efekty lat gettoizacji i autogettoizacji. Uśredniając: w Europie szkołę kończą szybko, zarabiają mniej, częściej trafiają do zakładów karnych, umierają wcześniej niż biała większość. W niektórych krajach, takich jak Rumunia, ciągną się za nimi dodatkowo efekty wielowiekowego niewolnictwa.

Są też tradycyjnym obiektem nienawiści i pogardy ze strony skrajnej prawicy, co szczególnie widoczne jest we Włoszech, Rumunii oraz na Węgrzech i Słowacji, gdzie antyromska agenda to ważny element ekstremistycznych narracji. I tak traumy powodują zamykanie się społeczności romskiej na resztę, przez co zwiększa się jej wyobcowanie, stereotypizacja i wykluczenie ekonomiczne. Spirala się nakręca.

Czytaj też: Tabor idzie do nieba. O tej zbrodni wiedział cały Karczew

Trochę jak polska „Euforia”

Dlatego tym bardziej cieszy, że w końcu doczekali się serialu, który nie traktuje Romów jak barwnego tła, ale pełnoprawnych bohaterów. Do tego stworzonego przez popularną platformę Netflix, co daje szansę, że dotrze do szerokiej publiczności. Serial „Infamia” opowiada losy młodej Gity, która wraca z Walii do Polski i zderza się z wyznającą dużo bardziej tradycyjne wartości częścią rodziny. Na Wyspach jest nastolatką w wielokulturowym społeczeństwie, w kraju zaś wrzucona jest w konserwatywną romskość. W Walii żyje w biedzie, tu trafia do bogatego domu krewniaków, ale za długi ojca ma zostać wydana bez swojej zgody za mąż. Buntuje się i walczy o swoją wolność.

Mam wrażenie, że w zamyśle twórców miała to być trochę taka polska „Euforia”. Wyszło im jednak coś lepszego. Przełamujący schematy i stereotypy serial o Romach, którzy zachowując cały koloryt, nie grzęzną w stereotypowej wizji. Owszem, jest dużo barwnych ciuchów i wspaniale rozbuchana scenografia Jagny Dobesz, a rodzina Gity występuje w romskim zespole. Jednak po raz pierwszy dostajemy w polskim kinie Romów, którzy całkowicie nie grzęzną w kliszach, które społeczeństwo większościowe o nich produkuje. Są, jacy są, lepsi i gorsi, ale nie zamknięci w obrazie wielodzietnych, niepiśmiennych, kolorowych muzyków wesołków, a w gorszej wersji żebraków i krętaczy. Mamy biednych i bogatych, konserwatywnych i poszukujących swojej drogi, grających tradycyjną muzykę i rapujących, przestrzegających prawa i przestępców. Jak wszyscy.

Czytaj też: Powiedz coś po hiphopowemu!

Oby więcej takich seriali

To jednak także serial o dojrzewaniu nastolatki, której postać nie powtarza prostych klisz o romskich kobietach: wielodzietnych, zależnych, wykorzystywanych przez partnerów czy uprzedmiotowianych przez białych. Jest silna, zbuntowana i niezależna. Szarpie się z tradycją i romskim kodeksem romanipen, zresztą tak jak robią to ze swoim zapleczem jej rówieśniczki wychowywane w konserwatywnych polskich rodzinach.

Co ważne, także po raz pierwszy mamy tak duży udział samej społeczności romskiej w tworzeniu serialu. Większość ról (z wyjątkiem jednak głównej – Gity, bo tę gra Polka Zofia Jastrzębska) grają romscy aktorzy, często niezwykle uzdolnieni amatorzy. Opiekę zaś merytoryczną w materii romskiej kultury, unikania klisz i uproszczeń z nią związanych sprawowała antropolożka dr Joanna Talewicz, sama pochodząca z tej społeczności. W efekcie otrzymaliśmy w końcu dzieło starające się pokazać Romów poza naszym o nich wyobrażeniem, nie oddalając się jednak zarazem od kulturowej specyfiki tej grupy etnicznej, szczególnie w jej polskiej odmianie. Czy przełamie dziesiątki stereotypów i wieki gettoizacji – pewnie nie. Jednak został uczyniony krok w dobrym kierunku i oby takich seriali, zresztą bardzo udanych rozrywkowo, więcej.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną