Ludzie do wynajęcia
Łukasz M. Maciejewski: „Ukryta sieć” to było wyzwanie. Zrobiliśmy technothriller
JAKUB DEMIAŃCZUK: – Śledzi pan strajk scenarzystów w Hollywood?
ŁUKASZ M. MACIEJEWSKI: – Śledzę i kibicuję, nie po raz pierwszy zresztą, bo obserwowałem też strajk w latach 2007–08. Sam jestem w Gildii Scenarzystów Polskich, więc tym bardziej popieram zrzeszanie się i taką formę nacisku, bo nie mamy innego wyjścia. Na szczęście do scenarzystów dołączyli aktorzy, więc dla producentów to jest większy problem. Wcześniej się odgrażali, że mają tyle wyprodukowanych filmów i seriali, że nie muszą się przejmować tym „szantażem”.
Wsparcie aktorów było niezbędne, bo scenarzystów traktuje się w branży po macoszemu?
Tak na wyobraźnię działa logika kapitalizmu: że jak coś dużo kosztuje, to jest ważne. Plan jest drogi. Gwiazdy są drogie. A scenariusz niekoniecznie. Scenarzyści, jak wszyscy, powinni być dobrze opłacani, ale to balast dla producentów, którzy szukają oszczędności na każdym kroku. Tną wynagrodzenia dla scenarzystów, bo wydaje im się, że napisać te kilkadziesiąt czy kilkaset stron to jest łatwa robota. A to nieprawda.
Jednym z problemów, z jakimi mierzą się hollywoodzcy twórcy, jest obawa o nadużycia związane ze sztuczną inteligencją. Czy jej rozwój to rzeczywiście zagrożenie dla zawodu scenarzysty?
Nie wiem, czy zagrożenie, ale na pewno wyzwanie. To nowa technologia i może być wykorzystana na różne sposoby, dobre i złe. Ta obawa oczywiście nie bierze się znikąd: w Stanach Zjednoczonych część nadawców tzw. telewizji dziennej – darmowych kanałów satelitarnych lub kablowych – korzysta ze sztucznej inteligencji przy produkcji niektórych powtarzalnych formatów, np. telenoweli dokumentalnych (docu-soapów) lub programów o policjantach. I podobno w części tych produkcji rzeczywiście nie ma już żywych scenarzystów, co oznacza, że ci, którzy byli wcześniej, stracili pracę lub musieli się przenieść do innych mediów.