Odurzony piosenkami
Jan Emil Młynarski o „Narkotykach” i burzliwych latach 90. „Jestem odurzony piosenkami”
MIROSŁAW PĘCZAK: – Skąd wziął się pomysł na album „Narkotyki”, zbiór utworów sprzed stu lat o używkach?
JAN EMIL MŁYNARSKI: – Pomysł generalnie nie jest taki nowy, bo idea redystrybucji piosenek sprzed wieku pojawiła się u mnie już dawno temu. A jeśli chodzi o sam temat, to on się wykluwał sukcesywnie wraz z natrafianiem na konkretne piosenki, takie z narkotykiem w tytule. Mam przeróżne zbiory tematyczne, bo tych starych polskich piosenek jest zatrzęsienie. Myślę, że w krwiobiegu muzycznym krąży ich może 10 proc., a pewnie nawet mniej, a w popkulturze to jakiś promil. I to, co mamy na „Narkotykach”, to jeden z takich zbiorów. A jeśli chodzi o temat używkowy, to oczywiście też jest ich dużo więcej niż to, co zawarłem na płycie. Oczywiście najwięcej o alkoholu, o wódce głównie, zaś sam wątek narkotykowy wydał mi się ciekawy, bo jest szokujący: oto mamy do czynienia z tym starym, dystyngowanym światem, a tu nagle narkotyki! Ale jeśli ktoś się trochę interesuje kulturą międzywojnia, a nawet Młodej Polski, jeśli liznął Witkacego, to nie będzie dla niego jakieś specjalne novum.
Mimo wszystko, jeśli tematem piosenek są używki takie jak kokaina, niejeden potraktuje to w charakterze historycznej sensacji.
Tytuł „Narkotyki” jest oczywiście wieloznaczny i nie ułatwia sprawy, bo zamyka mi szereg drzwi. Ktoś zapyta: promujesz narkotyki? Więc liczę się z różnymi trudnościami, ale to mi się nawet podoba, że trzeba się przy tym przedsięwzięciu mocniej postarać, bo nie zawarłem tu żadnego kompromisu ani ze sobą, ani z nikim innym. A tytułowe narkotyki to są także te piosenki – jestem odurzony, od lat uzależniony od nich i wszystkiego, co się z nimi wiąże.
W jednym z wywiadów radiowych zwierzyłeś się ze swoich własnych problemów z używkami.