Sto lat, sto metronomów
Sto lat, sto metronomów. György Ligeti, legendarny kompozytor
W Polsce wokół tej rocznicy jakoś cicho, choć jedna z najpiękniejszych jego etiud fortepianowych nosi tytuł „Automne à Varsovie” – Jesień w Warszawie. Napisana została z myślą o wykonaniu na Warszawskiej Jesieni, z dedykacją dla polskich przyjaciół. Sam kompozytor niestety nigdy do Warszawy nie dotarł (choć jego muzyka była grywana na tym festiwalu często), ale nad podziw oddał w utworze tutejszą nostalgiczną jesienną atmosferę: nuty biegną po klawiaturze jak krople deszczu po szybie (główny, opadający temat sam kompozytor określał jako lamento). I właśnie ta etiuda opisywana jest najczęściej jako przykład połączenia rozmaitych fascynacji: fakturą XIX-wiecznej muzyki fortepianowej z Chopinem na czele, skomplikowanymi, a zarazem transowymi rytmami afrykańskimi, eksperymentami Conlona Nancarrowa z pianolą, a przede wszystkim polifonią i współistnieniem różnych rytmów.
Etiudy, jak i wiele innych dzieł, kameralnych i symfonicznych, rozbrzmiewają w różnych punktach globu: w krajach, z którymi kompozytor był związany, jak Węgry (skąd pochodził) Austria (dokąd uciekł w 1956 r. i gdzie zmarł), Niemcy (gdzie mieszkał przez większość życia) czy Szwecja (gdzie wykładał), na znanych europejskich festiwalach, m.in. w Salzburgu i brytyjskim Aldeburgh, a nawet w tak egzotycznych miejscach, jak Meksyk czy Tokio. Przypominane są też filmy Stanleya Kubricka, w których wykorzystano muzykę Ligetiego, np. orkiestrowe „Atmosphères” w „2001 – Odysei kosmicznej”, rozbrzmiewające w scenach z tajemniczym monolitem w kosmosie. Ten i parę jeszcze innych utworów można usłyszeć nie tylko w tym filmie, ale także w „Lśnieniu” czy „Oczach szeroko zamkniętych”. Ciekawe, że jego muzyka spotkała się tam z fragmentami dzieł o 10 lat młodszego Krzysztofa Pendereckiego.