Pewnie, że się boję
Jakub Szamałek dla „Polityki”. O „Stacji”, kosmosie i tym, dlaczego emigrował do Kanady
ALEKSANDRA ŻELAZIŃSKA: – Pisał pan książki osadzone w czasach antycznych, potem powstał cykl o darknecie i sztucznej inteligencji, a najnowsza powieść rozgrywa się w kosmosie. Skąd pomysł na tak różne scenerie?
JAKUB SZAMAŁEK: – Nie znoszę się nudzić, kiedy piszę. I lubię pisać o tym, co mnie ciekawi. Zdecydowanie wolę odkrywać nowe rzeczy, niż odgrzewać ten sam kotlet, bo mam wrażenie, że to i dla mnie mało interesująca propozycja, i dla czytelnika lub czytelniczki. Książek napisano już sporo, a wykształcenie archeologa daje szerszą perspektywę niż premiery ostatnich paru lat. Kiedy pisarz coś do tej kupki dokłada, to powinien mieć dobry powód. Można oczywiście napisać kolejną książkę o tym, że mała miejscowość skrywa tajemnicę, sołtys jest w zmowie z proboszczem, a cała intryga dotyczy działki za supersamem – ale mam wrażenie, że takich pozycji jest już mnóstwo. Mnie pociągają inne tematy. Na przykład przy okazji „Ukrytej sieci” chciałem opisać nowe technologie w sposób zrozumiały i dla czytelników, którzy się nimi fascynują, i dla tych, którzy nic na ten temat nie wiedzą. Wydaje mi się, że taka jest rola literatury: zapewniać rozrywkę, ale i rzucić światło na istotne sprawy, zaprosić do nowych przemyśleń. Dlatego tak skaczę po tematach.
Kryminały powstają seriami, błyskawicznie. A pan jakie ma tempo pisania?
Bardzo wolne. Mój wydawca zawsze wzdycha, kiedy rozmawiamy o terminach. Większość czasu zajmuje mi pisanie gier komputerowych, do niedawna byłem scenarzystą w CD Projekt RED, pracowałem m.in. przy „Wiedźminie” i „Cyberpunku 2077”. Pisanie książek musi się w ten grafik jakoś wpasować. Poza tym czerpię frajdę z robienia głębokiego researchu, rozgryzania tematu.