Nie mamy innego kraju
Zeruya Shalev dla „Polityki”: Izrael pilnie potrzebuje terapii rodzinnej
JUSTYNA SOBOLEWSKA: – W powieściach opisuje pani związki miłosne i właśnie w ten sposób w prasie niemieckiej interpretowała pani ostatnie wydarzenia polityczne: jako tragiczny związek miłosny między premierem Beniaminem Netanjahu i Państwem Izrael. Państwo, które kochał, zawiodło go, oskarżając o korupcję?
ZERUYA SHALEV: – Tak, to fascynujące obserwować, jak modele dotyczące związków i rodziny okazują się sprawdzać także w przypadku polityki. Jeszcze kilka lat temu Netanjahu był jednym z największych miłośników państwa, któremu poświęcił całe życie, jednak w chwili, gdy to państwo zaczęło go podejrzewać, z oddanego partnera przeistoczył się w przemocowego męża. Z jego punktu widzenia państwo go zdradziło i jak całkiem wielu zdradzanych mężczyzn, niestety, reaguje przemocą. Od lat atakuje instytucje państwowe, takie jak policja i system sądowniczy, podburza społeczeństwo, wciąga państwo w zbędne kampanie wyborcze, a gdy na koniec zwycięża, buduje niebezpieczną koalicję ze skrajnymi elementami, obwieszcza reformę systemu sądownictwa, która w praktyce jest przewrotem, świadomie szkodzi gospodarce i bezpieczeństwu państwa.
Przez Izrael niedawno przeszły gigantyczne demonstracje, brała pani w nich udział…
Tak, to było przebudzenie patriotyczne ludzi, którzy z czasem mniej identyfikowali się z państwem z powodu znużenia, krytycznego podejścia lub niechęci do izraelskiej polityki, ludzi, którzy woleli żyć raczej życiem osobistym, ale przebudzili się w chwili, gdy zrozumieli skalę zagrożenia. I wtedy obudziła się także miłość do państwa mimo jego wad, poczucie, że trzeba go strzec. I przekonanie, że to, co osiągnęliśmy tutaj w ciągu 75 lat, to niemal cud. I że nie mamy innego kraju, tak jak śpiewa się na protestach.