Pia Janke (1966)
Odbyła studia na wydziale germanistyki i teatrologii na Uniwersytecie Wiedeńskim (magisterium z twórczości Petera Handkego i Botho Straussa), w latach 90. była m.in. dramaturgiem przy teatrach w Atenach, Paryżu i Wiedniu (Staatsoper); od kilkunastu lat pracuje na Uniwersytecie Wiedeńskim. Jej zainteresowania obejmują przede wszystkim związki teatru, muzyki i literatury austriackiej z polityką, analizę ideologii a także wątki feministyczne w literaturze; była zaangażowana w kilka projektów związanych z teatrem m.in. związanych z twórczością Thomasa Bernharda, Straussa, Hugo von Hofmannstahla, kuratorowała wystawy, a w 2004 roku stworzyła i szefuje Instytutowi do Badań nad Twórczością Elfriede Jelinek (www.praesens.at/elfriede-jelinek-forschungszentrum). Zadania Instytutu obejmują m.in. gromadzenie materiałów o noblistce, rozmaite międzynarodowe projekty badawcze, Instytut ma na koncie publikacje zbiorowe oraz konferencje.
AGATA PYZIK: Przeglądałam niedawno statystyki mierzące poziom pierwiastka męskiego w różnych kulturach kładące nacisk na środowisko pracy. Austria plasowała się na jednym z najwyższych miejsc, znacznie wyżej niż pozostałe kraje zachodnioeuropejskie, np. Niemcy. Skąd w Austrii takie zmaskulinizowanie kultury?
PIA JANKE: Tak, myślę, ze społeczeństwo austriackie najsilniej ukształtowały przede wszystkim dwa zjawiska: katolicyzm i monarchia. To naturalnie jeden z tematów twórczości Elfriede Jelinek, ale tylko jeden z wielu. Ale chciałabym przestrzec przed zafiksowaniem interpretacji Jelinek na feminizmie. Jest to bardzo ważny temat, ale tego pisarstwa nie da się zredukować do tego tematu.
Chciałam jednak poruszyć ten wątek, ponieważ wielu komentatorom umyka sarkazm Jelinek w stosunku do kobiet. Przedstawia je wręcz karykaturalnie, denuncjując je jako wspólniczki mężczyzn podtrzymujące patriarchat i zdradzające własną płeć.
Tak, dokładnie tak jest. W twórczości Jelinek nie ma właściwie silnych kobiet, nie ma kobiet świadomych ani pewnych siebie. Są tylko ofiary. Jelinek przedstawia je w świetle krytycznym, jako kolaborantki patriarchatu..
Czy zgodziłaby się pani, ze u Jelinek obie płcie cierpią jednakowo? Cierpią nie tyle z powodu systemu społecznego, ale wskutek określonego systemu miłości.
Tak, ale to, co opisuje Jelinek, to przede wszystkim stosunki władzy czy, inaczej mówiąc, stosunki dominacji. Zadaje pytanie: kto ma władzę? Kto ma w związku z tym język? Jakie istnieją pomiędzy nimi zależności? Jaka jest struktura zależności w społeczeństwie: czy jest masochistyczna, sadystyczna, jaka jest struktura przemocy i kto ją stosuje? Co to za system polityczny i społeczny, który tę przemoc utrwala?
Jelinek krytykowała język, który oskarżała o dopuszczenie do powstania, jak pisała, „faszystowskiego przemysłu kulturowego i niedokonanie denazyfikacji w dziedzinie rozrywki." Dlatego spytałam o Austrię i dyskurs publiczny "przechowujący" postawy krytykowane przez Jelinek. Stąd pewne wyobcowanie w języku i papierowość postaci, które nigdy nie mają być pełnokrwiste, ale są raczej zbiorem kalek językowych.
To prawda, u Jelinek nigdy nie chodzi o psychologię, emocje, ani o figury, które miałyby je sugerować. Pisanie Jelinek wywodzi się ze słuchowisk radiowych, którymi zajmowała się na początku kariery. Jej literatura nawiązuje do krytyki językowej. Interesuje ją badanie ideologii, między innymi faszystowskiej, w języku, w jaki sposób dochodzi ona do głosu. Jest to swoiste „przepytywanie" języka, aby odkryć przechowujące się w nim struktury dominacji i władzy, oraz sposób, w jaki rzutują na rzeczywistość poza nim. Jakie są możliwości manipulacji przez język.
Jelinek mówiła wręcz, że poprzez wyobcowanie językowe ukazuje sytuację kobiety, która nigdy nie może zaistnieć jako suwerenny mówiący podmiot.
Właśnie tak. Można tu nawet użyć tej wytartej metafory marksistowskiej, że tak jak robotnik jest wyalienowany od swojej pracy, podobnie kobieta jest wyalienowana od swojej subiektywności i indywidualności. To wielki temat. Tak samo jest z kobietami-artystkami: jako artystki kobiety są pozbawione własnych środków wyrazu, nie mają swojego języka. Jelinek zadaje pytanie: czy kobieta w ogóle może się z tego wyłamać i być twórcza? Kobiety są właściwie skazane na to, żeby przyjmować pozycję mężczyzn, żeby wyrażać się przez ich język i przyjmować go jako swój środek wyrazu. Kobieta Jelinek jest kimś w rodzaju wampira: nie jest ani żywa, ani martwa, a właściwie jest martwa, ale nie może umrzeć.
Przypomina mi się un-dead, zombie - psychoanalityczna kategoria łącząca się z popędami. Czy u Jelinek mamy do czynienia z jakąś formą satyry pod adresem psychoanalizy i freudyzmu?
Jest u niej na pewno obecny sarkazm pod adresem Freuda, krytyka nie tyle psychoanalizy, co paternalistycznego obrazu kobiety, jaki stworzył w swojej teorii.
W Polsce wydane jak dotąd powieści Jelinek doceniano za nowatorstwo językowe - miały bardzo dobre recenzje. "Pożądania" wywołało falę negatywnych opinii, oskarżano ją o epatowanie nienawiścią, mówiono, że noblistka przesadziła, że dopuszcza się gwałtu na czytelniku. Nie zdaje również egzaminu jako anty-pornografia, ponieważ zamiast wstrętu wzbudza sadystyczne wręcz zadowolenie. To był celowy eksperyment Jelinek?
To z pewnością książka ekstremalna, jedna z jej najodważniejszych. Ta książka nie ma wiele wspólnego właściwie ani z pornografią, ani a anty-pornografią. "Pożądanie" jest książką bardzo moralizatorską, która jest moralnym protestem. Mówi o sytuacjach ekstremalnych, potrzebowała wiec ekstremalnej formy, aby o nich opowiadać. Przedstawia ekstremalne stosunki władzy, ekstremalne ich wykorzystywanie, skrajne upodlenie drugiej osoby, praktycznie wymazanie jej, wypalenie jej jako kobiety. Jest to protest przeciwko wzorcowi pożądania, które ustanowił mężczyzna. Jest to też oskarżenie. Z całą pewnością jest to książka polityczna, bo opisuje stosunki władzy między kobietą a mężczyzną, w sytuacji kiedy mężczyzna wykorzystuje swoją pozycję, a kobieta staje się ofiarą. Podkreślę to jeszcze raz: to książka moralistki.
Wywiad został przeprowadzony dzięki pomocy Austriackiego Forum Kultury i wydawnictwa W.A.B.
WIĘCEJ
- Litość i trwoga - recenzja powieści "Pożądanie" Elfriede Jelinek
- Skowyt łona
Hamburski Thalia Theater wystawił szokującą sztukę Elfriede Jelinek „Ulrike Maria Stuart", w której noblistka przypomina dramat niemieckiego terroryzmu lat 70. Wciąż jest się o co spierać. - Kraina pani Jelinek
W 2000 r., zaledwie pięć lat po wejściu do Unii, Austria trafiła na oślą ławkę. Kariera Jörga Haidera, niechętnego cudzoziemcom populisty, komplementującego weteranów z SS, spowodowała zdecydowaną reakcję UE. 14 krajów członkowskich obłożyło Austrię sankcjami. Czy pomogły? Jaka jest Austria dzisiaj? - Pianistka, co gra na nerwach
Według znanego aforyzmu, przypisywanego Karlowi Krausowi, stara Austria wspierała się na trzech armiach: stojącej - żołnierzy, siedzącej - biurokratów, i pełzającej - donosicieli. Tegoroczna noblistka w dziedzinie literatury Elfriede Jelinek wpisuje się w tę krausowską tradycję kąsania ojczystego kraju. - Austriak bardzo nie lubi, kiedy mu się grzebie w szafie z historią
Europa bombarduje Austrię po części ze strachu przed sobą. Nie przed nowym Hitlerem, którym Jörg Haider nie jest, ale przed narodowymi populistami w pozostałych krajach UE, którzy chwytają wiatr w żagle (patrz „Parada słoni", s. 38). Ta bitwa o Austrię jest więc bitwą o Europę, ale kto chce, może w niej widzieć powtórkę bitwy pod Sadową (1866), kiedy to Otto Bismarck, jak mówiono wówczas, „wyrzucił Austrię z Niemiec". Skoro tak - można usłyszeć w Wiedniu nie tylko od zwolenników Partii Wolnościowej, ale i od wielu chadeków - to zabierzemy swoje manatki i zostawimy całą tę Unię samą sobie.