Akt aktualnie
Akt współczesny: dużo konfekcji, trochę pruderii. Zniknął, ale wraca w nowej odsłonie
Sformułowanie „zaczęła się” nie jest bezpodstawne, by wspomnieć choćby niczym nieokryte kształty paleolitycznych, liczących sobie ponad 20 tys. lat wizerunków „Wenus” z Willendorfu, Lespugue, Laussel czy Dolních Věˇstonic. Później bywało różnie, a kolejne epoki to ściągały, to znów puszczały cugle wyobraźni i swobody artystycznej. Od antyku po renesans zdecydowanie górę brał model aktu heroicznego, którego bohaterem pozostawał – z reguły nienagannie umięśniony – mężczyzna. A później zaczęła się powolna zmiana proporcji, począwszy od „Narodzin Wenus” Botticellego i obrazu „Gabrielle d’Estrées i jedna z jej sióstr” ze Szkoły Fontainebleau. Heroizm ustąpił uległości i podtekstom erotycznym, a posługując się współczesną terminologią: postępującemu uprzedmiotowieniu modelki.
Od frywolnych modelek Bouchera i Fragonarda, przez atletyczne Rubensa, po secesyjne klimaty Klimta i prymitywizujące Modiglianiego. Kwintesencją tej maskulinistycznie postrzeganej fali damskiej nagości stała się „Łaźnia turecka” Ingresa z 1862 r.: tłum odalisek w haremie, uległych, wdzięczących się, pokazanych jak wystawiona na sprzedaż zwierzyna. Ale prawdziwie ważne dla historii aktu okazało się namalowane rok później „Śniadanie na trawie” Maneta. Mimo że artysta korzystał z inspiracji sztuką Giorgione’a i Rafaela, nie uniknął zarzutów o obsceniczność i ataków ze strony krytyków, a sam cesarz uznał pracę za nieprzyzwoitą. Faktycznie, przełamywała tabu, a zestawienie nienagannie ubranych mężczyzn z ich roznegliżowanymi partnerkami mogło szokować. Tym bardziej że Manet nie zastosował żadnych „środków znieczulających”, jak umieszczenie scenki w mitologicznych lub antycznych dekoracjach czy choćby sugerowanie, że owe modelki to prostytutki, co tłumaczyłoby brak wstydu.