BARTEK CHACIŃSKI: – Załóżmy, że dzwonię do ciebie z propozycją nagrania. Co dalej?
PRZEMYSŁAW JANKOWIAK (1988): – Najpierw muszę mieć wolny slot.
Czyli terminów brak?
Wiem, że korporacyjnie zabrzmiało. Ale zwykle cały rok mam zaplanowany od dechy do dechy. I staram się realizować w pierwszej kolejności swoje projekty. Tego typu pytań pojawia się cała masa, a ja nawet czasami nie jestem w stanie przysiąść do rzeczy, którymi się bardzo jaram. Największym problemem jest czas – tak od trzech czy czterech lat. A poza tym zwykle to ja wybieram, z kim współpracuję.
Zmieniło się dużo od czasów Smolika czy duetu Skalpel – najbliższych tobie laureatów Paszportu POLITYKI z dawnych lat. Kim jest dziś producent?
To słowo dopiero dziś nabiera odpowiedniego znaczenia, przynajmniej w moim okołohiphopowym obiegu. Bo tu producent długo był po prostu kimś, kto dostarczy ci podkład muzyczny.
I będę mógł na nim zarapować?
Tak. I w rapie odbywa się to zwykle tak, że ludzie piszą do mnie: Wyślij paczkę beatów. A ja nie mam paczek beatów. Mam jakieś niezrealizowane projekty, które pewnie za jakiś czas rozbuduję, skończę, ale nie można ode mnie jak z hurtowni dostać paczki podkładów, po czym wybrać coś, nagrać sobie i odesłać mi gotowy numer. Raperzy tak często pracują, powstaje więc dużo tzw. type beatów, czyli ktoś chce mieć beat jak Kendrick Lamar i sobie wybiera. Albo coś w stylu Drake’a czy Travisa Scotta.
Czyli taki stock, ale nie ze zdjęciami, tylko z muzyką?
Tak to nawet brzmi. Ja bym takiego człowieka nazwał beatmakerem. Z kolei producent to zawód, który obejmuje trochę szersze pole. Dużą rolę odgrywa czynnik psychologiczny, umiejętność nawiązania pracy z artystą.