Gwiazdy z innej dzielnicy
„Wszystko wszędzie naraz”, czyli Azjaci (wreszcie) w Hollywood
„Wszystko wszędzie naraz” to film, w którym faktycznie dzieje się wszystko. Historia zaczyna się jako prosta opowieść o chińskiej emigrantce Evelyn Quan (Michelle Yeoh), która bezskutecznie próbuje zrealizować amerykański sen, prowadząc pralnię. Na problemy małego biznesu, którym interesuje się urząd skarbowy, nakładają się napięcia rodzinne – przybycie ojca tradycjonalisty, usychające małżeństwo z Waymondem (Ke Huy Quan) i próba porozumienia z córką Joy (Stephanie Hsu), która przyprowadza do domu swoją dziewczynę. Rodzinny dramat, który wystarczyłby na wielką amerykańską powieść o azjatyckiej emigracji, ale reżyserowie – duet Daniel Kwan i Daniel Scheinert – mieli zupełnie inne plany. Evelyn, wciągnięta w intrygę obejmującą wiele alternatywnych światów, odkrywa, że może zdobywać nowe umiejętności (takie jak mistrzowska znajomość kung-fu), przełączając się do różnych wersji siebie. Wszystko po to, aby uratować wieloświat przed nihilistyczną Jobu Tupaki. To fantastyczna zabawa kinem, gatunkami i stereotypami, która przełącza się między melodramatem w stylu Kar Wai Wonga, czarną komedią, miksem kina SF i kung-fu, jakiego nie było od czasów „Matrixa”.
Nakręcony przy skromnym budżecie film pojawił się w nieco pechowym momencie – pomysł na multiwersum, który reżyserowie opracowywali od kilkunastu lat, stał się właśnie dominującą narracją w mainstreamowym kinie superbohaterskim – ale mimo to zyskał status kultowego i uznanie krytyki. Nie wszyscy oczywiście odnaleźli się w tej przedziwnej opowieści, która mówi o sprawach podstawowych (rozkład małżeństwa, międzypokoleniowe napięcia) z pomocą najdziwniejszych środków narracyjnych, jakie można wymyślić. Dość nieoczekiwanie film zaczął zdobywać nominacje i nagrody. Złotymi Globami nagrodzono Yeoh i Quana; „Wszystko wszędzie naraz” otrzymało także aż 11 nominacji do Oscarów, m.