Nikt nie powinien tak umierać
Pisarz Mateusz Pakuła dla „Polityki”: Nikt nie powinien tak umierać
JUSTYNA SOBOLEWSKA: – Pana książka „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” była bardzo gorąco przyjęta, okazało się, że temat eutanazji, nieobecny w publicznej debacie, jest bliski wielu ludziom. Teraz historię o umieraniu swojego ojca na raka trzustki zdecydował się pan przenieść do teatru? Dlaczego?
MATEUSZ PAKUŁA: – W teatrze mogę zrobić więcej niż w książce. Na przykład tata prosił mnie w jakimś momencie swojego chorowania, żebym cofnął czas. I wymyśliłem epilog do tego spektaklu, w którym to w pewnym sensie zrobię. Ale nie powiem jak, żeby nie spoilować. W książce nie zajmowałem się biografią taty. Tymczasem Justyna Elminowska, autorka scenografii, która znała mojego ojca, wiedziała, że był architektem i projektował aquaparki, stwierdziła, że chciałaby takie aquaparkowe rury mieć na scenie. I zaprojektowała niezwykłą scenografię – instalację, która może kojarzyć się z mackami ośmiornicy, z Bondem ze „Spectre”. Ale może przypominać też robale, jelita i wywoływać bebechowate skojarzenia. To rodzaj mrocznego placu zabaw, który czasem staje się polem do gry wręcz komediowej. Całkiem nowe pola (bardzo ważne dla mnie, pola emocjonalne) otwiera też w teatrze sfera muzyczna. W spektaklu odpowiada za nią mój brat Marcin, który gra na żywo, oraz moja żona Zuzanna Skolias-Pakuła i szwagier Antonis Skolias, którzy stworzyli piosenki autorskie i aranże. Dużo jest muzyki z Bonda, bo to jest spektakl też o męskości, o zmianie męskiej wrażliwości.
Książkę pisał pan sam, a w spektaklu współpracuje z bliskimi. To teraz wspólne dzieło?
W trakcie pracy uświadomiłem sobie, że ta historia przestaje być wyłącznie moja. Nagle babcia Natala w interpretacji Szymona Mysłakowskiego staje się zjawiskiem dużo bardziej uniwersalnym, jeszcze bardziej zabawnym.