Małe decyzje zmieniają życie
Wybitny operator filmowy Janusz Kamiński: Ze Spielbergiem pracuje się łatwo
JAKUB DEMIAŃCZUK: – „Fabelmanowie” to film, który opowiada o młodości Stevena Spielberga, o jego fascynacji kinem. Pracujecie razem już długo i pewnie w wielu przypadkach rozumiecie się bez słów, ale to był jego najbardziej osobisty projekt. Czy w związku z tym miał jakieś specjalne wymagania?
JANUSZ KAMIŃSKI: – Kręcimy filmy wspólnie tak długo, że rozumiemy się nie tylko jako ludzie i przyjaciele, lecz przede wszystkim jako filmowcy. Nam się już bardzo łatwo razem pracuje, nie ma między nami żadnych artystycznych różnic. A w przypadku tego filmu największym wyzwaniem było znalezienie odpowiedniego języka na poziomie koloru, kompozycji itd. Szukałem sposobu, jak odtworzyć czas lat 50., 60., 70., choć zawsze powtarzam, że jako operator mam łatwiej, bo już to, co filmuję, podpowiada widzom, jaką epokę historyczną oglądamy. Moje podejście do robienia filmów jest raczej klasyczne, sentymentalne. Lubię tradycyjne Hollywood. Nie chciałem tworzyć obrazu, który sprawiałby wrażenie czegoś nowoczesnego, skoro opowiadamy o przeszłości. Steven też lubi takie konwencjonalne podejście, choć przecież robiliśmy wspólnie filmy historyczne bardzo nowoczesne pod względem technicznym, takie jak „Szeregowiec Ryan”. W „Fabelmanach” chodziło przede wszystkim o odtworzenie realiów, w jakich dorastał Steven. Wszystko wygląda tak, jak on zapamiętał z czasów młodości: dom, ubrania, potrawy, samochody, miejsca, do których się przeprowadzali. Chcieliśmy, żeby to było realistyczne. Ale nazwisko Fabelmanowie pochodzi przecież od słowa fable, czyli baśń, legenda. A to pozwoliło nam tę legendę trochę wyolbrzymić, czasami poprawić.
W jaki sposób?
Na przykład zdecydowaliśmy się od nowa zrealizować te filmy, które Steven kręcił jako dziecko.