Strefa dyskomfortu
Marieke Lucas Rijneveld: niebinarny twórca wywrotowej literatury
Byłoby inaczej, gdyby człowiek miał, jak krowa, cztery żołądki. Tak by to pewnie ujął sam Rijneveld, który wychował się na holenderskiej farmie i umieścił na wsi akcję obu swoich powieści. Druga, „Mój mały zwierzaku”, właśnie ukazała się w Polsce, ponownie nakładem Wydawnictwa Literackiego i w znakomitym przekładzie Jerzego Kocha.
Rijneveld jest osobą niebinarną, od niedawna posługuje się głównie imieniem Lucas i zaimkami on/jego, co znacznie ułatwia życie użytkowni(cz)kom polszczyzny. Ale nie oznacza jeszcze, że młody niderlandzki twórca, rocznik 1991, nie rzuca czytelnikom innych wyzwań. Najpierw była powieść „Niepokój przychodzi po zmierzchu” (ang. „The Discomfort of the Evening”), olśniewająca i mroczna, nagrodzona International Booker Prize w 2020 r. Pierwszy raz proza z Niderlandów otrzymała międzynarodowe wyróżnienie literackie, a na Lucasa szybko spłynęła popularność. Dziś na Instagramie cieszy się każdym nowym przekładem: niemieckim, francuskim, estońskim, słoweńskim, macedońskim, polskim także. Przywiązuje wagę do tytułów, okładek i samych tłumaczeń, bo dobrze wie, że lekko nie jest. W drugiej książce nie ma już wydzielonych dialogów, zdania są długie, wiją się, zapętlają, toną w cytatach i dygresjach. Rzadki przypadek: powieści z premedytacją napisane tak, by sprawiać trudności i nawet nieco zmęczyć, są popularne i wyczekiwane przez czytelników. Rijneveld wpędza w dyskomfort. I to też jest zadanie literatury.
O zwierzaku
Powieści „Mój mały zwierzaku” dotyczy to szczególnie. To nie jest książka, którą łatwo ustawiać do zdjęć na wspomniany Instagram obok kubka z parującą kawą. Najkrócej ujmując, to monolog mężczyzny, który niewłaściwie ulokował uczucia. Kurt ma 49 lat, jest weterynarzem, dogląda zwierząt gospodarskich w The Village.