Właśnie ukazała się płyta z nagraniami piosenek Dezertera z 1986 r. Pochodzą z sesji, na której zespół przygotowywał swój materiał na składankę Tonpressu „Jak punk, to punk”. Udało się namówić realizatora Włodka Kowalczyka na zarejestrowanie dodatkowych ośmiu utworów, bardziej na pamiątkę, bo ich teksty z pewnością nie przeszłyby przez cenzurę, gdyby miały znaleźć się na płycie.
Krzysztof Grabowski, autor tych tekstów i perkusista zespołu, i tak był wdzięczny Kowalczykowi, bo ten sporo ryzykował, gdyby ktoś „z góry” sprawdził, co też najpopularniejsza już wtedy kapela punkrockowa w Polsce nagrywa w państwowej bądź co bądź firmie. A była to np. piosenka „Pałac”, której bohater zamierza w samobójczym zamachu wysadzić w powietrze Pałac Kultury („Środek Europy przygnieciony pięścią komunizmu”). Albo „Kolaboracja” i „Tchórze”, utwory piętnujące konformizm i wysługiwanie się władzy. Albo „Śmierdząca rzeczywistość” o tym, że: „Śmierdzą pieniądze, które zarabiamy / Jesteśmy zamieszani w śmierdzące sprawy / Zbyt wiele brudu po sobie zostawiamy / Zbyt wielu śmierdzieli ludźmi nazywamy”.
Dezerter. Wzorzec polskiego punk rocka
Grabowski w swojej opublikowanej 12 lat temu książce „Dezerter. Poroniona generacja” o tej sesji w studiu na warszawskim Wawrzyszewie pisze, że z powodu deficytu taśm magnetofonowych „cała sesja po szybkim miksie musiała być zgrana na taśmę radiową i w takiej postaci przejęta przez nas. Był taki plan, który mieliśmy zamiar zrealizować po uzbieraniu odpowiedniej ilości nagrań – wydać płytę nielegalnie lub za granicą. To była ostatnia sesja ze Skandalem jako członkiem zespołu”. Jak widzimy, plan się ziścił dopiero teraz, po 36 latach. Dla tych, którzy nie wiedzą: Skandal, czyli Darek Hajn, był wokalistą Dezertera. W 1986 r. ostatecznie rozstał się z zespołem, a potem wpadł w uzależnienie od ciężkich narkotyków, co, jak pisze Tomasz Lada w wydanej niedawno książce „Zagrani na śmierć”, zakończyło się dla niego tragicznie: zmarł w 1995 r. w wieku zaledwie 31 lat.
Pamiętam Skandala i pamiętam te piosenki, teraz zamieszczone na płycie „1986. Co będzie jutro?”, a wtedy, w połowie ostatniej dekady PRL, wykonywane przez zespół (wbrew cenzurze) na koncertach. Taka np. „Polska złota młodzież”, podobnie zresztą jak wspomniany wcześniej „Pałac”, dzięki koncertom właśnie stała się emblematycznym przebojem polskiego punk rocka i była wielokrotnie analizowana w poważnych tekstach naukowych z zakresu socjologii muzyki popularnej i kulturoznawstwa.
Nic dziwnego, Dezerter niemal od początku swojego istnienia (powstał w 1981 r.) stał się jednym z najważniejszych polskich zespołów punkowych. Nawet więcej: stworzył wzorzec polskiego punk rocka, z krzykliwym, ale dobrze wyartykułowanym wokalem (często dwugłosowym), wyrazistą sekcją rytmiczną, prostymi i mocnymi riffami gitary, a przede wszystkim tekstami, które składały się na pozbawioną niedomówień opowieść o życiu w warunkach tzw. realnego socjalizmu. Pasowało do tego to, co Skandal powiedział, bodaj w 1984 r., w krótkim wywiadzie dla londyńskiego „Timesa”: „Angielscy punkowcy powtarzają: no future, no future. Szkoda, że nie wiedzą, jak jest w Polsce – to jest dopiero brak przyszłości”.
Marek Piekarczyk: Jestem młody, tylko za wcześnie urodzony
Koncertowa wspólnota dawniej i dziś
Można odnieść wrażenie, że Dezerter w latach 80. z formuły punk rocka uczynił sprawne narzędzie opisu rzeczywistości, którym posługuje się do dziś. Ale to nie wszystko. Pod koniec sierpnia byłem w Rzeszowie na polsko-ukraińskim festiwalu Rockowa Noc & Faine Misto. Było dużo muzyki metalowej w różnych odmianach, no i zagrał Dezerter. Niby jak zawsze – głośno, dynamicznie, z wielką energią. Teksty z piosenek z różnych płyt – jak zwykle ostre, hasłowe, wnikające boleśnie w społeczne lęki – razem z muzyką budowały spektakl, który nie tyle namawiał do jakiejś walki, ile do mądrej, krytycznej refleksji. Scena i widownia stawały się jedną empatyczną wspólnotą. Tak jak 10, 20, 30 czy nawet 36 lat temu.
Dezerter, 1986. Co będzie jutro (Dzika sesja w studiu na Wawrzyszewie), Mystic Production