Galanteria szatana
Galanteria szatana. Jak Behemoth został polskim zespołem eksportowym
Zanim Behemoth wyjdzie na scenę, na koncercie słychać podniosłe, muzyczne intro, w które wplecione zostały fragmenty amerykańskiego hymnu. Gdy do akcji wkraczają muzycy grupy, zgromadzony w sali tłum wreszcie dostaje godzinną dawkę brutalnego, melodyjnego black metalu. Światła, efekty pirotechniczne, kostiumy muzyków – to więcej niż koncert, to spektakl przyjmowany przez widzów z entuzjazmem. „Oglądanie występu Behemotha jest muzycznym odpowiednikiem kazania w kościele Baptystów. Sposób, w jaki dyrygują tłumem, show sceniczny i cała atmosfera sprawiają, że chcesz krzyczeć »Hail Satan« pod koniec występu” – pisał rozentuzjazmowany fan po koncercie Polaków w nowojorskim klubie Terminal 5.
Na pierwsze tournée po pandemii Behemoth wyruszył wiosną do Ameryki Północnej, dzieląc scenę z innymi gigantami metalu: Napalm Death i Arch Enemy. To była największa amerykańska trasa zespołu: 16 koncertów w USA, dodatkowe trzy w Kanadzie, w salach o pojemności od 1,5 do 4 tys. widzów, często wyprzedanych do ostatniego biletu. Koncertowe lato grupa zakończyła występami na największych europejskich festiwalach metalowych, m.in. w angielskim Download i w niemieckim Wacken. W końcu jak otwierać nowy rozdział, to z hukiem.
Przeciw naturze
Ktoś, komu obca jest blackmetalowa estetyka grupy Behemoth, mógł przegapić lub zignorować jej drogę na szczyt. Jeśli w Polsce zespół pojawia się w mediach mainstreamowych, to najczęściej w kontekście prawnych kłopotów lidera grupy Adama Nergala Darskiego (sceniczny pseudonim jest już oficjalnie drugim imieniem muzyka), regularnie oskarżanego o obrazę uczuć religijnych czy rzekome znieważanie symboli państwowych. Tymczasem od kilkunastu lat Behemoth – oprócz Nergala podstawowy skład tworzą basista Tomasz „Orion” Wróblewski oraz perkusista Zbigniew „Inferno” Promiński – jest jednym z najlepszych towarów eksportowych polskiej kultury.