Do końca swoich dni pozostawał osobą skromną, czasem wręcz zaprzeczającą własnemu sukcesowi, jaką bez wątpienia stała się tworzona wraz z Goscinnym seria „Mikołajek” o grupie szkolnych urwisów, na czele z tytułowym bohaterem. Ale droga do międzynarodowej popularności wcale nie była prosta i łatwa. Sempé pochodził z przemocowej rodziny i zanim spróbował swoich sił w prasie – naturalnym środowisku dla każdego aspirującego ilustratora czy rysownika w powojennej Francji – imał się wielu dorywczych zajęć.
Właśnie w agencji prasowej poznał Goscinny′ego. Anne Goscinny – córka pisarza – we wstępie do „Nowych przygód Mikołajka” wspomina, że panowie polubili się już przy pierwszym spotkaniu, a znany dziś wszystkim cykl książkowy powstał po prostu ze wzajemnego opowiadania sobie prostych, chłopackich przygód z dzieciństwa.
Sempé. Sto okładek „New Yorkera”
Ale popularność „Mikołajka” wcale nie pojawiła się od razu, najpierw Sempé był przede wszystkim wziętym rysownikiem prasowym i obserwatorem miejskiego życia, który miał to szczęście, że został doceniony i zatrudniony przez „New Yorkera” (zrobił dla niego ponad sto okładek i wiele rysunków). Oglądając okładki tego słynnego magazynu, ale także cykle rysunków o Paryżu i Nowym Jorku zebrane w książkowe tomy (w Polsce ukazał się tylko „Paryż” w 2011 r.), widać, że Sempé sam potrafił opowiadać ciekawe historie – i to jedynie za pomocą obrazu.
Jego ilustracje opierają się też na pewnym paradoksie – choć artysta posługuje się bardzo prostą, subtelną kreską, to niezwykle dba o szczegóły, tworząc rozbudowaną scenografię. Koncentruje się na mimice postaci, ich ruchu czy charakterystycznych elementach architektury. Szczególnie widać to w przypadku prac nowojorskich, gdzie architektura tworzy swego rodzaju urbanistyczną dżunglę, alienującą bohaterów, często samotnych i zamyślonych.
Wiele tych charakterystycznych elementów dla rysunków prasowych zobaczymy w „Mikołajku”, a wyraźny wpływ stylu artysty odnajdziemy u wielu innych znanych na świecie francuskich ilustratorów młodszego pokolenia. Mam na myśli chociażby takich twórców jak Serge Bloch czy Benjamin Chaud, których książki dla najmłodszych znajdziemy i w naszych księgarniach.
Czytaj też: W ilustracji dla dzieci najważniejsze są emocje
„Mikołajek” i świat podwórka
Na „Mikołajku” wychowały się pokolenia na całym świecie, także polskie dzieci urodzone w latach 80. i 90., do których i ja się zaliczam. Rysunki Sempé w moim dzieciństwie stanowiły interesującą przeciwwagę dla zalewu książek na licencji Disneya i disneyopodobnych produktów. Do tego podglądanie, jak wygląda życie francuskich dzieci, było ciekawe poznawczo. Mieszkały w pięknym Paryżu, miały fajne zabawki i żyły w porządnych, mieszczańskich rodzinach. Ich przygody na poziomie relacji między bohaterami miały charakter uniwersalny, ale świat materialny i scenografia różniły się bardzo.
Dziś ta różnica zachodzi już także na poziomie relacji między dziećmi. „Mikołajek” to jednak świat podwórka, świat offline, w którym dorośli – rodzice i nauczyciele – bywają raz śmieszni, raz zabawni, ale wciąż dla dzieci są autorytetami. A jak to wygląda u nas obecnie, sami Państwo wiedzą najlepiej.
Czytaj też: Ilustracje dla dzieci. Sztuka czy chałtura?