Po lekturze wydanej właśnie książki „100 najodważniejszych polskich piosenek” Jakuba Krzyżańskiego i Marcina Mieszczaka od razu nasuwa się pytanie: czym właściwie jest piosenka odważna? Okazuje się, że odwaga piosenki nie zawsze musi zależeć od jej tekstu czy melodii.
Nie wiadomo na przykład, dlaczego na miano odważnej piosenki zasługuje „Godzina W” Lao Che z płyty „Powstanie Warszawskie”, chwalonej powszechnie za patriotyzm i popularyzację wiedzy o powstaniu warszawskim wśród młodzieży. Wiadomo natomiast, że w 2005 r., kiedy płyta się ukazała, kult powstania kwitł po hucznie obchodzonej rok wcześniej 60. rocznicy zrywu i otwarciu przez prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego Muzeum Powstania Warszawskiego. Co więcej, album Lao Che rozpoczął całą serię podobnych edycji muzycznych. Autorzy rzeczonej książki tłumaczą to tak: „Aby zbliżyć się do świętości i podjąć z nią dialog, potrzebna jest niemała odwaga”.
Wydaje się jednak, że większa odwaga towarzyszy takiemu przedsięwzięciu muzycznemu, o którym jego twórcy zawczasu wiedzą, że może rodzić ryzyko skandalu politycznego, obyczajowego czy wreszcie artystycznego. W Polsce tak było choćby w przypadku utworów hiphopowych z lat 90., piosenek punkowych z lat 80., a wcześniej – przy pierwszych próbach przesadzania na rodzimy grunt anglosaskiego rock’n’rolla albo w obszarze kultury studenckiej, otwartej na mniej lub bardziej radykalną kontestację systemu. Oczywiście w apogeum stalinowskiej polityki kulturalnej (1948–55) tępiono wszystko, co nie pasowało do socrealistycznej ortodoksji, jednak na fali odwilży 1956 r. można już było grać jazz i docierały zachodnie nowinki z obszaru piosenki i szeroko pojmowanej muzyki rozrywkowej. Jak się rychło okazało, surowy, wzorowany na amerykańskim, rock’n’roll w wykonaniu zespołu Rhythm And Blues założonego w 1959 r.