Nieco ponad trzy minuty, czyli 198 sekund – tyle najczęściej trwały piosenki, które w ostatnich pięciu latach stawały się przebojami w najpopularniejszym muzycznym serwisie streamingowym Spotify. Jeszcze w poprzedniej pięciolatce było to 214 sekund. A gdy spojrzeć na dominujące w tegorocznych rankingach przeboje takich artystów, jak Harry Styles, Doja Cat, Lizzo, Latto czy Rosalía, okaże się, że większość z nich nie ma nawet trzech minut, niektóre ledwo ponad dwie.
Na single podobnej długości stawiają także polskie gwiazdy, od Viki Gabor i Sylwii Grzeszczak po Pawła Domagałę. Słynne „Szklanki” Young Leosi pokazywały na zegarze 2:43 – zresztą piosenkarka w ogóle nie zwykła wykraczać poza dwie–trzy minuty. Najnowszy hit Dawida Podsiadły „Post” liczy tylko osiem sekund więcej, a Artur Rojek w nowej piosence „Pusty” zdołał zejść do 2:23.
Gdy spojrzeć na całe spektrum obecnie wydawanej muzyki, od początku obecnego stulecia utwory skróciły się średnio o pół minuty, przy czym proces ten gwałtownie przyspieszył wraz z boomem streamingowym. Zmieniła się też – o czym za chwilę – struktura utworów. Odpowiedzialnością za to najczęściej obciąża się niecierpliwą cyfrową publiczność, to jednak tylko część prawdy.
Czas na przerwę
Popowe piosenki od zawsze były krótkie, ale bynajmniej nie za sprawą oczekiwań słuchaczy. W swoich początkach płyty gramofonowe mieściły zwykle trzy minuty muzyki na jednej stronie nośnika. Gdy w 1903 r. wytwórnia HMV po raz pierwszy w historii zarejestrowała całą operę – „Ernani” Giuseppe Verdiego – potrzeba było do tego 40 takich płyt. Z czasem pojemność winylu się zwiększała, a w połowie wieku pojawiły się longplaye, ale gwiazdy muzyki popularnej jeszcze przez jakiś czas korzystały z 10-calowych singli i trzymały się limitu trzech minut.