Najlepiej pracuje się z przyjaciółmi
Jakub Józef Orliński i Michał Biel: Najlepiej pracuje się z przyjaciółmi
DOROTA SZWARCMAN: – Złapałam panów na trasie z repertuarem z nowej płyty. Jesteście wciąż w biegu…
MICHAŁ BIEL: – Wróciliśmy dziś z Münster, jutro lecimy do Monachium, a za parę dni spotykamy się w Filharmonii Berlińskiej.
A potem na zakończeniu Konkursu Moniuszkowskiego?
M.B.: – Tak jest. Potem jeszcze Strasburg, a pod koniec lipca festiwal w Verbier.
Za wami już trasa amerykańska i europejska, w sumie 20 koncertów. Jak polskie pieśni są przyjmowane?
JAKUB JÓZEF ORLIŃSKI: – Rewelacyjnie. To było trochę ryzykowne, żeby jechać z aż tak dużym polskim programem za granicę. Zazwyczaj z Michałem wykonywaliśmy na naszych recitalach jeden cykl pieśni polskich, maksymalnie dwa.
M.B.: – Głównie „Pieśni kurpiowskie” Karola Szymanowskiego i „Cztery sonety miłosne” Tadeusza Bairda.
J.J.O.: – I ludziom oba te cykle bardzo się podobały. Za granicą szczególnie Baird, z powodu sonetów Szekspira. Ale co do nowych utworów, które nagraliśmy na płytę, czyli pieśni Mieczysława Karłowicza, Henryka Czyża i Stanisława Moniuszki, to jestem pod wielkim wrażeniem, jak bardzo pozytywnie i żywo reaguje publiczność na utwory, których treści nie rozumie. Bo nie na każdym koncercie były tłumaczenia wydrukowane w programach. Teraz zresztą już się powoli odchodzi od drukowanych programów ze względu na ekologię.
Jak udało się przekonać Warnera do wydania takiej płyty?
J.J.O.: – Nawet nie trzeba było przekonywać, mam już tam dobrą renomę. Od początku byłem nastawiony na projekty autorskie. Oczywiście, że to było dla nich ryzykowne, ale dali mi wolną rękę i udało się. Płyta „Anima Sacra” z nieznanymi ariami barokowymi odniosła sukces.