„Kochamy Polskę, nie wyobrażaliśmy sobie lepszego miejsca na rozpoczęcie trasy” – deklarowała liderka grupy Florence & the Machine, gdy na początku czerwca grała w Warszawie swój pierwszy od początku pandemii festiwalowy koncert. Był to także pierwszy od trzech lat festiwal Orange Warsaw. Poprzednie dwie edycje zapowiadano, ale ostatecznie odwoływano. Wreszcie dla wielu, może nawet większości uczestników, stołeczna impreza była pierwszą taką od czasu, gdy poznaliśmy słowo lockdown.
Po trzyletniej przerwie pod koniec czerwca gwiazdy i tłumy znów zjadą do Gdyni na Open’era, w połowie lipca do Jarocina, a pod koniec miesiąca na elektroniczną Nową Muzykę w Katowicach albo do Płocka – potańczyć na Audioriver. Początek sierpnia to dwie imprezy z kultowymi patronami: Pol’and’Rock organizowany przez Jurka Owsiaka i alternatywny Off Festival pod batutą Artura Rojka. Kolejne tygodnie to m.in. Soundrive w Gdańsku, Fest w Chorzowie, Live w Krakowie czy Salt Wave w Jastarni, faktycznie sąsiadujący ze słonymi falami. Końcówkę lata, jak dawniej, wyznacza Up To Date w Białymstoku. To tylko niektóre z wielu ogólnopolskich i lokalnych wydarzeń. Gdy porównamy całą rozpiskę festiwalową na ten rok z ostatnią sprzed pandemii, można by uznać, że wszystko jest po staremu. Ale nie jest.
Siła wyższa
– Trudno powiedzieć, co by było, gdybyśmy po prostu wychodzili z pandemii, nawet z pewnymi turbulencjami. Ale covid odpuścił dopiero niedawno i nie wiadomo, na jak długo. Doszło do agresji rosyjskiej na Ukrainę, do tego dochodzi rekordowa inflacja i nowa sytuacja ekonomiczna – wylicza Mikołaj Ziółkowski, szef firmy Alter Art. Po wskrzeszeniu festiwalu Orange wraca teraz do normalnego Open’era, bo rok temu zastąpił go cykl kameralnych koncertów w gdyńskim parku, a dwa lata temu festiwal w ogóle się nie odbył.