Sokołowsko rozgościło się w literaturze na dobre. Niedawno pojawiało się u Joanny Bator w powieści „Gorzko, Gorzko”, powraca w nowej powieści „Empuzjon” Olgi Tokarczuk. To miejsce okazuje się nie tylko odkryciem literatury, ale też azylem artystów, którzy tam w ostatnich latach zjeżdżali z różnych stron Polski. Podupadłe i zniszczone uzdrowisko okazało się przestrzenią dobrą dla twórczości.
Kiedyś było to miejsce tętniące życiem. Bez Görbersdorfu (późniejszego Sokołowska) nie byłoby Davos Tomasza Manna. Tutaj bowiem powstało w XIX w. pierwsze na świecie uzdrowisko chorób płuc, na którym niemiecki pisarz wzorował swoje sanatorium w „Czarodziejskiej górze”. W 1854 r. dr Herman Brehmer – Polak po matce i Niemiec po ojcu – stworzył tu zakład leczenia gruźlicy według własnej metody, bo wierzył, że na suchoty najlepsze są Góry Suche. Leczył zimnym powietrzem, a sił gruźlikom miała dodawać dieta oraz węgierskie trunki pobudzające krążenie i apetyt. Przyjeżdżali głównie bogaci, bo była to kuracja droga – Franza Kafkę nie byłoby na nią stać.
Upadek Sokołowska rozpoczął się wraz z wejściem Rosjan, kiedy zaczęło się rozkradanie i szaber. W PRL sanatorium działało, a jednym z najbardziej znanych sokołowszczan był bez wątpienia Krzysztof Kieślowski, który spędził tu sporo czasu, bo jego ojciec tu się leczył (w Sokołowsku urodził się także nasz redaktor naczelny Jerzy Baczyński). Ale najtrudniejsze były dla Sokołowska lata 90., kiedy wielki teren sanatorium popadł w ruinę, a główny budynek sanatorium spłonął w 2005 r. Ale już pod koniec pierwszej dekady XXI w. pojawiły się pierwsze zwiastuny odnowy – przybyli artyści, którzy stworzyli Fundację Sztuki Współczesnej In Situ. Sokołowsko stało się miejscem międzynarodowych festiwali (również festiwalu Kieślowskiego), a społeczność uciekinierów ciągle się powiększa.