Kultura

Przyznać się do winy

Najważniejszy film w Cannes pokazał Siergiej Łoźnica

Kadr z filmu „Naturalna historia zagłady” Kadr z filmu „Naturalna historia zagłady” mat. pr.
Czy potrafimy sobie wyobrazić wojny bez systematycznego mordowania dzieci, kobiet, starców? Co zrobić, by obudzić zbiorowe poczucie winy? Film „Naturalna historia zagłady” nie podaje odpowiedzi, ale wywołuje dyskusję.

Rosja bombardowała Syrię nieprzerwanie przez pięć lat. To wystarczająco długo, by takie organizacje jak ONZ zdążyły zareagować. Żadnej odpowiedzi jednak nie było. To ośmieliło Putina do stosowania podobnej taktyki w wojnie w Ukrainie – mówił Siergiej Łoźnica w związku z canneńską premierą jego najnowszego dokumentu „Naturalna historia zagłady”, jednego z najważniejszych wydarzeń tegorocznego festiwalu.

Wbrew pozorom ten pokazywany poza konkursem film nie jest poświęcony bezpośrednio wydarzeniom za naszą wschodnią granicą. To zmontowana z archiwalnych kronik i propagandowych materiałów opowieść o zbrodniach popełnianych na ludności cywilnej w czasie II wojny światowej. Zdumiewające jest to, że autor nie wartościuje ofiar poniesionych po stronie nazistów i nie odróżnia ich pod względem moralnym od tych, co umierali po stronie aliantów. Śmierć, strata wszędzie znaczy to samo. Wspierający Hitlera, stojący po stronie nazistów oraz ginący mieszkańcy Londynu – wszyscy zostali zranieni, ponieśli jakiś uszczerbek, tworząc w filmie wspólną masę ludzi, którzy niewinnie ucierpieli.

Czytaj też: Obsceniczny David Cronenberg w Cannes. To nie czas na takie filmy

Rozkaz mordowania cywilów

Główne pytanie, jakie ten film stawia, brzmi: czy prowadząc działania wojenne, należy obrać za cel mordowanie ludności cywilnej? Inspiracją dla Łoźnicy stały się zuryskie wykłady z 1997 r., które złożyły się na tom „Wojna powietrzna i literatura” (w angielskiej wersji pt. „On the Natural History of Destruction”) W.G. Sebalda, wydane już po śmierci autora w 2002 r. Niemiecki pisarz zajmował się głównie analizą świadomości historycznej Niemców i pisarstwa powojennego pokolenia, odmawiającego rozliczenia z nazistowską przeszłością. Łoźnicę interesuje rozliczenie Europejczyków z szaleństwa i totalitarnych zapędów. Czy potrafimy sobie wyobrazić wojny bez systematycznego mordowania dzieci, kobiet, starców? Co zrobić, by obudzić zbiorowe poczucie winy? Jak uruchomić zbiorową odpowiedzialność?

Jeśli przyjrzymy się temu, co się dzieje w Donbasie i na wschodzie Ukrainy, widzimy, że przywódcy armii rosyjskiej oraz jej zwierzchnicy otrzymali rozkaz, dostali przyzwolenie na masowe zabijanie cywilów. Na niszczenie miast, infrastruktury, na grabieże i gwałty. Wydaje się, że to zasada ich strategii. To właśnie znaczy dla nich wojna. Przecież nie wzięło się to znikąd. Mój film pokazuje korzenie tego zjawiska. I poddaje je refleksji – twierdzi Łoźnica.

Czytaj też: Ekscytujący „Boy From Heaven” w Cannes

Stosy trupów, zrujnowane miasta

Najpierw oglądamy więc obrazki idylli z regionu Allgäu niedaleko granicy szwajcarskiej, w alpejskim pejzażu południowej Bawarii, gdzie urodził się Sebald. Odświętnie ubrane dzieci bawią się na podwórku ze zwierzętami, furmanki wiozą miejscowych do kościoła, pięknie wyglądające, zakochane pary tańczą na rynku, woda tryska z fontann, nad chmurami unosi się sterowiec. A potem nagle przychodzi noc i miejski raj zamienia się w ciemną czeluść, na której ożywają białe plamki, jak gwiazdy na niebie. Coraz większe, coraz szybciej pulsujące w rytm jazgotu spadających bomb, aż tworzy się z tego budzące dreszcz przerażenia widowisko wypełnione dymem i ogniem niszczonych katedr, zawalających się fabryk, stacji kolejowych, budynków, znikających całych kwartałów i dzielnic Lubeki, Rostoka, Berlina, Londynu.

W filmie prawie nie ma dialogów. Pierwsze zdanie wypowiedziane z offu, zapewne przez pilota, to meldunek – reakcja na dywanowy nalot: „good job”. Nie pojawiają się też żadne napisy porządkujące chronologię ani wprowadzające kolejne motywy. Są tylko wyciemnienia, po których następują przerażające sekwencje z powietrznymi bitwami, ujęciami fabryk, gdzie produkuje się broń masowego zniszczenia, scenkami dozbrajania samolotów. Największe wrażenie robią dynamiczne, kręcone z lotu ptaka obrazy ukazujące ogrom zniszczeń już po trwających wiele dni i tygodni nalotach. Stosy trupów. Zmiecione z powierzchni ziemi całe wioski i miasta wyglądające tak samo albo gorzej niż zrujnowana Warszawa. A dziś powiedzielibyśmy, że Mariupol.

Churchill i Goebbels

Fotografie są autentyczne. Większość stanowią zupełnie nieznane, cyfrowo odrestaurowane zdjęcia pochodzące z 15 różnych archiwów, głównie niemieckich, brytyjskich i amerykańskich, a także muzeów, agencji Associated Press oraz wytwórni Pathe. Robili je specjaliści, widać dbałość o walory estetyczne, zachowanie symetrii obrazu, nieprzypadkowe kąty ustawienia kamery prowadzone mistrzowską ręką. Wybranie i złożenie z tego dwugodzinnego spektaklu zajęło ukraińskiemu reżyserowi cztery lata.

Efekt jest bardzo mocny i zwłaszcza dla Anglików kontrowersyjny, bo film zrównuje np. wypowiedzi Churchilla z przemówieniami Goebbelsa. Epatuje wojenną grozą w Europie, a nie idzie krok dalej, unikając pokazywania tego, co spotkało Hiroszimę i Nagasaki. Intencją Łoźnicy, który wcześniej nakręcił genialną satyrę „Donbas”, było wywołanie dyskusji. Oczywiście wśród polityków, bardziej jednak w środowisku filozofów, antropologów, socjologów, tych, którzy zajmują się społeczeństwem od strony etyki. Co więcej może kino?

Czytaj też: Sukces Skolimowskiego. „IO” to hipnotyzujący film

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną