Czeka nas trudna lekcja
Szumowska i Englert: Nie lubią cię w ojczyźnie, znaczy, że jesteś dobry
JANUSZ WRÓBLEWSKI: – Znacie się przeszło 20 lat, lecz duet reżyserski sformalizowaliście niedawno. Do czego był wam potrzebny ten nowy start?
MAŁGORZATA SZUMOWSKA: – Usankcjonowaliśmy tylko to, co funkcjonowało od dawna. Pracujemy razem od szkoły filmowej, od krótkometrażowego dokumentu „Cisza”, który otworzył przed nami wiele drzwi. Michał robił zdjęcia, poprosił, żebym pomogła mu wyreżyserować jego etiudę „Wniebowstąpienie”. Tak trafiliśmy do Cannes. Potem, przy kolejnych filmach, było tylko lepiej.
Michał Englert: – Tak się jakoś ułożyło, że od „W imię…” mój wkład znacząco zaczął się powiększać już od momentu powstawania pierwszego pomysłu, konceptu. Do „Body/Ciało” pisaliśmy scenariusz już zupełnie przy równym podziale. I naturalnie „Śniegu już nigdy nie będzie” stało się modelowym przykładem równoprawnej współpracy, gdzie w zasadzie większość spraw związanych z przygotowaniami, realizacją oraz postprodukcją konsultowaliśmy ze sobą.
M.S.: – Śmialiśmy się, że wykonaliśmy ten ruch w dość niefortunnym momencie, bo Amerykanie nie lubią filmów podpisanych przez dwoje reżyserów. Woleliby tylko przez kobietę.
M.E.: – Nie przesadzaj, trochę tych duetów jest, chociaż ten nasz wydawać się może w swej definicji zbyt tradycyjny w czasach galopujących zmian.
Nie jest tajemnicą, że byliście kiedyś małżeństwem. Czy zacieśnienie więzi na polu artystycznym nie powoduje komplikacji w życiu prywatnym?
M.S.: – Nasi bliscy – Maja Ostaszewska i Mateusz Kościukiewicz – są aktorami. Nie zawsze grają w naszych projektach. Widzą, że budujemy sferę artystyczną, do której czasami nie są dopuszczani i tylko z tego powodu mogą czuć się niekomfortowo.