„Kino zawsze odgrywało kluczową rolę w jednoczeniu ludzi przeciwko autorytarnym rządom, przeciwko okrucieństwu sprawujących władzę. Wystarczy przypomnieć siłę »Dyktatora« Charliego Chaplina, satyry na nazizm, zrealizowanej jeszcze zanim USA przystąpiły do II wojny światowej. Świat potrzebuje nowego Chaplina, który dowiedzie, że gdy giną setki niewinnych ludzi dziennie, sztuka nie zignoruje rzeczywistości. Nie będzie milczała”. Te słowa prezydenta Wołodymyra Zełenskiego wypowiedziane nieoczekiwanie na gali otwarcia największego festiwalu na świecie dobrze oddają nastroje panujące na Lazurowym Wybrzeżu. Cannes odbywa się w cieniu wojny, oczekiwania są takie, by poza dostarczaniem rozrywki pokazywane tu filmy przede wszystkim odkłamywały świat, mówiły prawdę. Wygra być może ten, który najlepiej wpisze się w credo sformułowane przez ukraińskiego przywódcę.
Czytaj też: Total(itar)na miłość do kina. Co oglądali dyktatorzy?
Czajkowski. Co to za miłość?
„Żona Czajkowskiego” Rosjanina Kiriłła Sieriebriennikowa w tej rozgrywce na pewno będzie się liczyć. To imponujące głównie dopracowaną stroną wizualną, wielowymiarowe widowisko poświęcone nieudanemu małżeństwu narodowego kompozytora Rosji. W oficjalnej narracji obowiązującej u naszych wschodnich sąsiadów homoseksualizm Piotra Czajkowskiego stanowi do tej pory temat tabu. W podręcznikach, leksykonach, biografiach tego aspektu jego życia się nie omawia. Po śmierci muzyka w 1893 r. w Petersburgu władze państwowe zrobiły wszystko, by usunąć z jego życiorysu wszystkie kontrowersje, czyniąc go ikoną sowieckiej ideologii. Klasyczny musical „Kochankowie muzyki” Kena Russella z 1970 r. o romansie Czajkowskiego z hrabią Antonem Cziluwskim do dziś jest w Rosji zakazany.
U Sieriebriennikowa gejostwo Czajkowskiego to sprawa oczywista od samego początku. I nie jest ona przedmiotem wzmożonego zainteresowania reżysera. Na plan pierwszy wysuwa się za to zagadkowe zachowanie Antoniny Iwanownej Milukowej, młodej, egzaltowanej kobiety, której wszyscy, łącznie z jej matką, odradzają związek z dojrzałym, dużo starszym od niej kompozytorem, co „nigdy nie kochał jeszcze żadnej kobiety”. Mimo to ona wymusza jego oświadczyny, godzi się na warunki białego małżeństwa. Nawet gdy zostaje okrutnie upokorzona w sypialni, zmuszona do wyjazdu (separacji) i ubezwłasnowolniona finansowo, zapewnia, że kocha swego męża duszą i ciałem, a on może z nią zrobić wszystko. Co to za miłość?
Czytaj też: Pora lepiej poznać ukraińskich kompozytorów
W Cannes o Rosji taką, jaka jest
Trudno tego pytania nie zadać, patrząc na rozwijające się ponad 20 lat szaleństwo tytułowej bohaterki, świetnie granej przez Alenę Michajłową. Wiara Antoniny w masochistyczną miłość wiecznie wybaczającą, odradzającą się pomimo doznawanego cierpienia, przypomina tę często opisywaną przez Dostojewskiego. Ślepą, romantyczną, beznadziejną i na swój sposób „świętą”. Zamiast afirmacji film jednak w brutalny, a zarazem poetycki sposób konfrontuje te emocje z realiami. Doszukuje się w nich skazy, choroby duszy. Nie tylko w wymiarze indywidualnym, ale i społecznym – jako symbolu patriarchalnego systemu, kłamstwa narzucanego kobietom, którym nie zezwala się widzieć świata takim, jaki on jest, a w zamian narzuca konieczność podporządkowania się.
Antonina wydaje się taką samą tragiczną idealistką co Don Kichot i taką samą jak on ponosi ofiarę. Na jej przykładzie Sieriebriennikow fantastycznie obnaża skorumpowaną mentalność XIX-wiecznej feudalnej Rosji porozumiewającej się za pomocą kłamstw i półprawd w imię zachowania status quo. Współczesna Rosja niewiele się od tamtej różni. Wartości i zasady zastąpiła propaganda.
Siergiej Łoźnica dla „Polityki”: Rosjan trzeba leczyć
Roman Abramowicz się dorzucił
Ciekawe jest też to, że film może być odbierany jako prowokacja wymierzona w putinowską ideologię, którą w jednym z wywiadów Sieriebriennikow nazwał paranoidalną. Równocześnie reżyser (więziony przez pięć lat w Moskwie, a obecnie dysydent przebywający na emigracji) opowiedział się przeciwko bojkotowi całej rosyjskiej kultury, co wywołało zdziwienie. „Pewna jej część zajmuje się podobnymi sprawami co wszystkie inne: kruchością życia człowieka, zmuszonego się bronić przed opresją; walką o prawdę i sprawiedliwość. I tej należy pomagać i ją bronić. Natomiast jej część ideologiczną, służącą propagandzie – trzeba ignorować”, tłumaczył amerykańskiemu dziennikowi „Variety”.
Nie jest to jego zdaniem proste, czego dowodem choćby jego film, współfinansowany przez oligarchę Romana Abramowicza.