Okrzykniętą „procesem dekady” hollywoodzką batalię sądową Johnny’ego Deppa i Amber Heard transmitowano na żywo. Procesy w Stanach bywają pokazywane w ten sposób od dawna. Johnny Depp nie miał nic do stracenia – mógł tylko medialnie zyskać; prawnicy aktorki nie przejawiali entuzjazmu. Sędzia dostrzegła jednak w umieszczeniu kamer w sali sądu w Wirginii pewien interes społeczny – społeczeństwo ma prawo zobaczyć, jak działa system sprawiedliwości.
To, jak się ten spektakl medialny rozwinął, przerosło jednak najśmielsze oczekiwania. Dla milionów osób na całym świecie stał się na chwilę reality show dającym dostęp do szczegółów związku i małżeństwa znanej pary. A bardziej dosadnie – do niekończących się kłótni, pchnięć i kopnięć, z alkoholem i narkotykami w tle, serwowanych w penthouse’ach w Los Angeles, na należącej do aktora wyspie na Bahamach, lub w Australii. W sieci można znaleźć długie nagrania kłótni eksmałżonków (oboje się nagrywali). A także memy ze zdjęciem Amber Heard i podpisem: „Plan dnia: 1. Pobudka. 2. Poranna kupa. 3. Wstanie z łóżka” (aktorka miała zdefekować się do ich wspólnego łóżka).
To były żniwa dla walczących o uwagę youtube’owych komentatorów, ale też dla behawiorystów analizujących zachowania obojga na sali sądowej: „Dlaczego znów założyła czerń?”, „Johnny często się dziś uśmiechał”. – Ta sprawa budzi ogromne internetowe zaangażowanie osób, które stoją po jednej lub po drugiej stronie barykady. Jeżeli ktoś kogoś broni, to zaciekle, jeśli ktoś kogoś atakuje, to najcięższą artylerią – przyznaje Antonina Lewandowska, edukatorka Pontonu i ekspertka ds. przemocy seksualnej.
Litera prawa
Depp i Heard poznali się na planie wspólnie kręconego filmu.