Orka bij, bij, bij!
Orka bij, bij, bij! Rosyjscy żołnierze jak stwory z książek Tolkiena
Musimy je wszystkie wyrzucić, to nie są ludzie. Nawet faszyści nie byli tak podli jak te orki. Musimy je pokonać” – zaapelowała niedawno najsłynniejsza ukraińska snajperka, pseudonim Ugoliok (Węgiełek). W podobnym tonie o „rosyjskich orkach” można się naczytać w mediach społecznościowych, memach, naoglądać w filmikach. Sfotografowanym zwłokom Rosjan Ukraińcy doklejają w Photoshopie kły, żółte pazury i ogony. W internecie popularna jest mapa „Skąd pochodzą orkowie?” – pokazuje miejsca zamieszkania rosyjskich żołnierzy.
Dla wielu Ukraińców Rosjanie muszą być orkami, bo jacy ludzie mogliby tak zabijać, gwałcić i niszczyć? To określenie ma również odzwierciedlać ich chaotyczność, niską inteligencję, brutalność. I w końcu działanie w masie. Jest też naturalną konsekwencją postrzegania tej wojny jako zderzenia dobra ze złem. A nazwanie kogoś orkiem w prosty sposób ustawia narrację: od razu wiadomo, po której stronie jest dobro.
Ale z orkami jest też pewien problem, dziś jeszcze – w wojennej mgle – słabo widoczny, a nawet świadomie ukrywany. Bo czy z racji niezaprzeczalnych zbrodni, popełnionych już w Ukrainie przez walczących tam Rosjan, rzeczywiście przestali oni być ludźmi i stali się orkami? A jeśli tak, to co z tego wynika? Czy można im zrobić to samo, co oni dziś robią Ukraińcom? I po co wciągać w to jeszcze orki [liczba mnoga ma w języku polskim dwie słownikowe formy: orkowie i orki], które i tak mają za swoje.
Mieszkańcy Mordoru
Literacko rzecz biorąc, orkowie to fikcyjne, przypominające ludzi stwory, często wymiennie zwane goblinami. Niektórzy pierwszych wzmianek o nich doszukują się już w staroangielskim poemacie „Beowulf” z przełomu X i XI w. Potem pojawiają się sporadycznie w XVII-wiecznych brytyjskich romansach.